Tak wyraził się pierwszy czytelnik ostatniego rozdziału. Tego o palcach i myciu rąk przed dotykaniem. Powiedział: – Bum, kurwa, wiedziałem, że przestanie być wesoło! Później dostałam mail od przyjaciółki. Napisała, że wszystko wszystkim, ale obawia się, że ludzie nie chcą czytać o palcach i tym co można nimi robić. Napisała, że ludzie, a szczególnie mężczyźni mogą okazać się zbyt wrażliwi na TAKIE RZECZY.
Moja przyjaciółka chce, żeby moje teksty były czytane. Z jakiegoś powodu twierdzi, że są tego warte. Nie wiem, jak się do tego odnieść. Lubiłabym myśleć w ten sam sposób o moich tekstach, lecz nie mam do nich dystansu. Nie mam, ponieważ ja je napisałam. Myślę, że są takie, jak oczy Dziuni: dla jednych fascynujące, dla innych kaprawe. Tak być musi, tak to jest z tym podobaniem.

Ale ja piszę po to, żebyście czytali. O, właśnie. Taki zarzut usłyszałam ostatnio na I360 (gdzie felietonuję troszkę): „bo tobie chodzi o to, żeby ciebie czytali!”
Ba – jak mawiał Lubuś.
Powiem tak: DOKŁADNIE po to piszę. Żeby czytali. Zabawne, nie przyszło mi do głowy, żeby pisać po coś jeszcze. Albo pisać i od razu kasować, żeby nie czytali.
Ale dość tych polemik. Napisałam we wstępie do Curriculum Curiosum, ze to jest powieść on-line. Tworzę ją na Waszych oczach i całkiem spontanicznie. Nie mam ściągawki w nogawce. Siadam i piszę.
Z trylionów możliwości wybieram jedną ścieżkę, którą podążam za Dziunią, skupiam wzrok na jednym szczególe, pomijając inne, może równie ważne. Lecz muszę dokonać wyboru, inaczej zagubimy się na zawsze a zagadki i tak pozostaną zagadkowe.
Z jedną zagadką musimy się jednak uporać, zanim rzeczy potoczą się dalej. Z zagadką wrażliwości czytelnika. I – co się z tym wiąże – problemem powinności autora, by tę wrażliwość uszanować.
Słowo honoru, chciałabym.
Słowo, że niczego bardziej nie pragnę niż napisać ŁADNĄ opowieść o Dziuni. Ona w pewien sposób zobowiązała mnie do tego.
Ale jest też priorytet: pisać, jak było a nie jak powinno być.
A było tak: W łonie matki uciśnięta bandażem, przeklęta przez część rodziny, zapominana, rozdeptywana i zawstydzana. Rozbierana do naga bez odrobiny prywatności w przedszkolu, karmiona na siłę. Sadzana z chłopcami, przezywana i ledwie tolerowana w szkole. Zamykana w szafie, wożona na motocyklu przez pijanego Tatusia, oglądająca akty nierządne i akty swawolne, tresowana sondą krowią, zapominana w szpitalu.
Ale – jak mawia mój mąż – to jest jeszcze do strawienia. Zwłaszcza, ze tragizm i komizm są tak blisko ze sobą, że czasem nie dają się oddzielić.
No, dlatego do tej pory było nam wesoło a tu nagle (kurwa bum), przestało.
Przez jakiś durny palec Pana Tadzia wszystko stało się takie…bum, niewesołe.
Dobra wiadomość jest taka: nic się nie stało a to BUM oznacza tylko, że weszliśmy w obszar zaminowany.
Obszar tabu.
Twoja proza jest straszna, wiesz? W sensie: opisuje straszne rzeczy. Dla mnie to czysta abstrakcja na szczęście: ja dzieci znam tylko z zabawnych powiedzonek, a w najgorszym wypadku z krzyku: mama kup mi!!! Twój świat mnie przeraża, ale to przerażenie jest bardzo bliskie fascynacji…
To jest fragment maila, który sekundę temu przyszedł. Mam nadzieję, że M. się nie pogniewa, że ją cytuje, ale tak bardzo na temat jest ten fragment.
Proszę, nie bójcie się odwiedzać ze mną miejsc, w których bywała Dziunia. Nawet, jeśli to takie parszywe dziury.
Będzie jej zapewne miło, jeśli z własnej woli zajrzymy tam, gdzie ona bywała, bo musiała. Będzie się czuła mniej inna, mniej obca. Albo i nie.
Przecież większość przygód Dziuni tak czy inaczej wychodzi jej na dobre. Sami zobaczycie.
Co jej nie zabija, to ją w końcu rozśmiesza.
Przecież o to właśnie chodzi.
Dlatego ostrzegałam na początku, że trzeba być uzbrojonym w poczucie humoru, żeby czytać historię Dziuni. Trochę cynizmu też się przyda, nie widzę w nim nic złego, to ważny mechanizm obronny człowieka.
Dziękujemy (Dziunia i ja) zaś: zaprzeczaniu i wypieraniu ze świadomości. Te mechanizmy na nic się tu nie zdadzą. Choć nie raz i nie dwa ratują nas przed szaleństwem, na tej konkretnej stronie www nie mają zastosowania.
Zachwyca mnie możliwość pisania w kontakcie z czytelnikami.Mogę usiąść i napisać dla Was odpowiedź, dodając, jak bardzo się cieszę z każdego komentarza. Każdego najmniejszego dowodu, że czytacie.
Ostatnia sprawa, ostatnia odpowiedź na dziś: czy Dziunia jest postacią literacką, wymyśloną dla potrzeb tej książki?
Nie.
Tak.
Może…
Dziunia całkowicie mnie zafascynowała. Uwielbiam za nią podążać do tych parszywych dziur, w których bywała bo musiała:)
„nic się nie stało a to BUM oznacza tylko, że weszliśmy w obszar zaminowany.
Obszar tabu.”
To chyba jest właśnie to – udajemy, że nie ma brzydkiego, a wiesz czemu? Bo nasze własne życie nie jest ładne, bo nam też ktoś dokucza, ktoś bije, ktoś wsadza palce (i to nie zawsze czyste) i różne miejsca. I wystarczy, że my tak mamy, ale udajemy, że nie mamy. Wystarczy, że nasze krzywdy dla nas są tabu – nie chcemy jeszcze o tym czytać. No, chyba że mamy masochistyczną radość z zagłębiania się w czarne dziury – stąd pewnie ta cytowana fascynacja…
Może chaotyczne to było – ale nie mam czasu na bardziej przemyślany komentarz – i tak wiem, że zrozumiesz! 🙂