Jak obiecałam, tak opowiem wam, niedowiarkom, coście uważali, że na mojej gębie makijaż nie utrzyma się nawet trzech minut, a na obcasach mogę najwyżej zstąpić do piekieł, kulejąc.
Kiedy oznajmiłam wszem i wobec, że mam zamiar zostać gwiazdom filmowom (może nie supernową, ale przynajmniej czerwonym karłem), toście wzruszali ramionami, co?
I kto się teraz śmieje, co?
Moja przyjaciółka Bożenka, znając mnie i mój styl życia rzekła tak:
– Wiesz, gdybyś mi powiedziała, że w lesie molestował cię łoś, to bym uwierzyła, ale że w filmie będziesz grać? A niby skąd ty tam?
Przypomnę zatem: życie nie jest tym, czym się wydaje, a świat jest pełen dziwnych dźwięków, dziwnych zdarzeń i okazji do tańca, którego jeszcze się nie tańczyło.
Powiedziano mi, że ekipa filmowa szuka baby z kudłami, żeby zagrała zmorę.
Pomyślałam, że to w sam raz dla mnie, pod każdym względem.
Postać, w którą się z pomocą Grażyny Laskowskiej (charakteryzacja) wcieliłam, to zimna, próżna i pozbawiona elementarnej łaski miłości matka, czyli owa toksyczna zmora.
Dla tych z was, którzy czytali już Dziunię jasne będzie, że prędzej czy później musiała nadejść dla mnie okazja do stanięcia w miejscu, gdzie istnieją takie matki.
Na dzień przed sesją zdjęciową, oczywiście, a jakże, no nie mogło być kurna inaczej, pochorowałam się na smarkanie i charczenie, czyli na dziwne dźwięki.
Krzysiek też, nawet bardziej niż ja.
Jak ja się ludziom z Warszawy na oczy pokażę taka usmarkana? – pomyślałam ponuro. – Pozarażam ich, pomór na nich sprowadzę. A na dodatek suknia, w której mam tam pląsać ma dekolt, zaś rękawów nie posiada.
No, ale słowo się rzekło, ciepłe gacie, skarpety, aspiryna i jazda w ciemną noc do nawiedzonego (przez ekipę) domu w Lipie.
A tam niespodzianka!
Wszyscy – od reżysera poczynając – wydają z siebie dziwne dźwięki, usmarkani, kaszlący i okutani w grube warstwy łachmanów, świecą ślepiami rozpalonymi gorączką (i transem twórczym, rzecz oczywista).
Toteż od razu poczułam się częścią tej ludzkiej smarczącej rodziny i reszta poszła już jak z płatka.
Poniżej przedstawiamy wam mini fotoreportaż Krzyśka.
Mini, ponieważ ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała ta dzielna ekipa był plączący się po planie fotograf.
Dlatego Łysy czaił się z cicha i pstrykał tylko to, co mógł bez przeszkadzania.
Czynił to korzystając ze świateł autorstwa operatora zdjęć Grega Ruzika, ustawianych przez mistrza oświetlenia Ireneusza Rolanda Chojnackiego, który wraz z ekipą plan oświetlał, sam pozostając w cieniu.
Rzecz działa się w scenografii Agaty Lepackiej, której oko nie przepuściło żadnemu zbędnemu elementowi w kadrze, chociaż katar wykręcał jej nos na lewą stronę.O nasze samopoczucie dbała – sama ledwo na nogach się trzymając – Agnieszka Adamek, nadopiekuńcza druga reżyserka.
Życzmy im, żeby wyzdrowieli z tego kataru przed premierą chociaż!
I pamiętajcie: 20 grudnia 2012 – Strange sounds – film Rafała Andrzeja Głombiowskiego.
A ponieważ kto się spać nie kładzie, temu Pan Bóg daje, wracając z planu filmowego o świcie znaleźliśmy coś miłego dla każdego. Ja znalazłam piękne kanie, a Krzysiek otrzymał taki wschód słońca, o jakim marzy każdy szanujący się pejzażysta.
I tak to było, Ludziska.
zdjęcia: Krzysztof Nowakowski
O rety! Własnym oczom nie wierzę;)
PS 1 Kiedy dalsza część Dziuni? Bo czekam już łoooo ho ho!
PS 2 Qulka nie powróciła, jest obecna cały czas, wiernie wszystko czyta ale po cichutku;)
Super!!!
Szczęka mi nie opadła, tylko oczy rozbłysły i uśmiech na całą gębę. Rola w sam raz dla ciebie. Autentyczna zmora 🙂
I jeszcze jedno , niczym mnie nie zaskoczysz, bo po tobie mogę spodziewać się wszystkiego.
Nic nie wiem o tym filmie, ale jak widzę to dźwięki niesamowite i upiorna sceneria jak w „THE ROAD” a dalej zobaczymy 🙂
Qulka jest. Dobrze wiedzieć. A Dziunia druga… muszę tylko spisać ją z twardego dysku podczaszkowego. Usiąść na tyłku i dokończyć, ale najpierw narąbać drewna:)
No strrrraszne będzie, ja zmora Ci to mówię, Roma. Szykuj emocje!
Nie strasz, horrorów nie oglądam bo się boję.
Wiemy już kiedy ten film, ale gdzie będzie emitowany to jakoś nie mogę znaleźć.
Normalnie narodziny gwiazdy! Wcale ale to wcale mnie w filmie nie dziwisz 🙂 Do kolekcji różnych zajęć, których imałaś się w życiu, doszło kolejne. A szczęka mi opadła, na film czekam, a póki co, siedzę i oglądam z zapartym tchem i trochę zazdrością Krzyśka fotoreportaż. Należał mu się ten wschód słońca w nagrodę, a Tobie – kanie.
A jak złożę wszystko do kupy, to Ci wyślę album z mojego festynu w wersji, hmm, cinéma vérité 🙂
Tu masz za to do pooglądania (i wszyscy chętni również) piękny dokument Piwowskiego „Hair”, nakręcony podczas IX Konkursu Fryzjerskiego Państw Socjalistycznych o Puchar Przyjaźni, który odbył się w Warszawie w 1971 roku. Byłam dzisiaj na DKF-ie o dokumencie PRL-u. Przy tym spłakaliśmy się wszyscy ze śmiechu :)http://www.youtube.com/watch?v=O8J7Yf9EK-E
Ściskam Was serdecznie
Och, imałam ja się…
Dorotka, miło Cię widzieć!!!
Aniula no toś mnie zaskoczyła!
Z powodu masakrycznego braku czasu nie zaglądałam a tu takie dziwy !
Ale czemu ja się właściwie dziwię ?!
W końcu to cała TY !!!
Serdeczności dla Ciebie i Krzysia :*
ps. pięknie wyglądałaś :* a zdjęcia…mrrrrrrrrr 🙂
Ania umaziana 🙂 Jakoś mi to zupełnie nie pasi i wolę Cię jednak bez tej „maskarady” (np na tym zdjęciu obok, albo z tymi kaniami)
Tak się tylko zastanawiam, jak Ty Aniu masz zagrać tę toksyczną zmorę, skoro (wbrew temu co nam tu zawsze ochoczo podkreślasz) z Twoich oczu aż bije miłość i dobro.
Ale zawsze można założyć jakieś szkła kontaktowe, poza tym rozumiem, że jesteś tak świetną aktorką, że z problemem tym sobie świetnie poradziłaś i niedługo możemy się spodziewać, że Ania dostała „Oskara”, albo przynajmniej nominację 🙂
Ja się co do maskarady na mordzie bardzo zgadzam, bo tylko ja wiem, co czułam, wachlując sztucznymi rzęsami, jak warchlak ogonkiem.
Ale zmorcia ze mnie modelowa, mogłabym straszyć zawodowo w jakimś zamku (albo w jakiejś krypcie), gdyby tylko dało się z tego wyżyć:)))