Ci, którzy mnie trochę znają, pękną ze śmiechu.
Może nie ma nic dziwnego w tym, że ludzie dobrze bawią się na koncertach.
Ale Małpa na koncercie, to zakrawa na humoreskę.
Ja, Małpa, od pewnego czasu przebywam w ciszy i przestrzeni, z dala od świata, lata świetlne od tłumu i tumultu. Się wie.
A tu nagle, łaska, trafia się robótka wspólna z Łysym, w sam raz w środku hałaśliwego zgromadzenia.
I mam – wyrwana z tej swojej samotni – sterczeć w miejscu, gdzie od fali uderzeniowej z głośników luzują się plomby w zębach i rozszczelnia się aorta!
Przy czym – to dopiero niespodzianka! – całkiem dobrze się bawię.
Najpierw nuciłam na koncercie zespołu KropluFka.
Rock Band.
Chłopaki (w naszym wieku) są z Przasnysza i nigdy wcześniej o nich nie słyszałam.
(Zresztą ja o niczym nie słyszałam, co za chwilę starannie udowodnię)
No to wyszli na tę scenę i od razu poczułam się jak w domu.
Na, na, na, na.
Deep Purple, kurczę, lata moje młode, magnetofon kupiony za forsę zaoszczędzoną na żarciu, sentymentalna podróż wstecz.
Na, na, na, na.
O Krzysztofie Krawczyku, rzecz jasna, słyszałam. Nie jestem z jakiejś piwnicy przecież.
Ale jakoś nie miałam zdania, ni w te, ni w tamtę.
Ot, piosenki. Moja mama słuchała Trubadurów, a było to tysiąc lat temu nazad.
Tylko, że na żywo nawet banalne piosenki smakują świeżo.
Sam Krawczyk jest tak bezpretensjonalnym, sympatycznym i życzliwym człekiem, że miło było przy tej scenie się popętać.
I popatrzeć, jak ludziska się razem bujają, ponad podziałami.
Ale najciekawsze przeżycie, z pogranicza zjawisk paranormalnych, to był show zespołu Enej.
Przy tej okazji oboje z Krzyśkiem uświadomiliśmy sobie to: kompletnie nie wiemy, co słychać.
Czyli – wiemy, że mamy fotografować jakiś tam koncert, jakiegoś tam zespołu z Olsztyna, no dobra, whatever.
A tu patrzymy, wali taki tłum, że zaraz stadion pęknie we wszystkich kierunkach.
Czego oni tak zaiwaniają – pojęcia nie mamy, bo o Eneju w życiu nie słyszeliśmy.
Wychodzą te chłopaki i jak nie dadzą czadu…
Stoję sobie spokojnie, jak na panią w średnim wieku przystało, ale nie mogę, zaczyna mnie porywać w jakieś podrygi!
Kurna, myślę, skąd oni się wzięli?
Mało, że wydmuch mają megaenergetyczny, słowa piosenek dorzeczne, to jeszcze skaczą po scenie jak tresowane pchły, aż się oczy radują.
Dopiero po koncercie wyguglaliśmy ich i – oj, bo pęknę – okazuje się, wszyscy ich znają (i kochają), tylko my nie czaimy bazy.
Dobra, śmiejcie się, śmiejcie.
Wracamy z Dni Chorzel do naszej samotni umęczeni i rozbawieni, a tu sąsiadka (wiek podeszły) przychodzi z pretensjami:
– Chciałam posłuchać koncertu Eneja, a na waszym owsie cholerny kombajn chodził cały wieczór!
zdjęcia: Krzysztof Nowakowski
Cha, cha 🙂
Ania wstrząśnięta nie zmieszana.
Jednym słowem zatkało kakao, ale przeżyłaś.
A tak, puszką od piwa nikt nikomu nie przyłożył 🙂
Właśnie, to zabawne, ale musiałam przyznać, że stereotyp pijanego uczestnika festynu tu się nie sprawdził. Ludkowie świetnie się bawili i zero incydentów, chociaż piwa było niemało.
Zacznę od tego, że nie lubię Enej. I to bardzo. Po prostu mnie denerwują. Mnie nie trudno zdenerwować, ale… oni mnie bardzo denerwują. Szczególnie wokalista.
Muzyka też taka na siłę, trochę zmaupowane (ups. nieodpowiednie określenie 🙂 ) zerżnięte po Brgovicu, trochę folku, ale tak naprawdę to jedna wielka festyniarska chała.
Jako że festyniarska, dlatego pewnie przypadła Ci do gustu, bo ta muzyka tylko do tego się nadaje.
Poza tym, jak piszesz „Tylko, że na żywo nawet banalne piosenki smakują świeżo.”
zawsze zespół grający na żywo będzie brzmiał lepiej, a posunę się nawet dalej i powiem, że prawie każdy zespół grający na żywo wypada dobrze, więc…
Ale oczywiście nie każdemu podoba się to samo 🙂
Co do tego stereotypu pijanego uczestnika festynu, to raczej trudno jest się Polakowi upić piwem 😉 to raczej rzadkość. Szczególnie kiedy festyn naprawdę fajny.
To taka zasada, że Polak pije z reguły z nudów (wiem z autopsji 🙂 )kiedy dzieje się coś ciekawego, coś co nie musi się podobać tylko po pijanemu, Polak nieświadomie zachowuje umiar.
Podobnie rzecz się ma z incydentami. Ogólnie po mordach to się ludzie biją, kiedy… im się nudzi 🙂
Pozdrawiam
Nam, burakom z wiochy Enej się podobał:)
Kurzczę pieczonę ale dałem plamę 🙂
„Jako że festyniarska, dlatego pewnie przypadła Ci do gustu…” 🙂
Chodziło mi o to, że typowo festyniarska muzyka wypada dobrze na festynie, bo jest właśnie festyniarska-stworzona na tego typu imprezy.
Powiem na swoim przykładzie. Nie lubię disco polo.
Ale nie wyobrażam sobie innej muzyki na weselach i kiedy jestem na tego typu imprezie, to… disco polo mi się podoba.
Mam nadzieję, że się Pani nie obraziła…
Przepraszam
PS No i znowu będę musiał zadać sobie pokutę 🙂
O, żeby mnie obrazić, to trzeba się natrudzić, nie wystarczy coś tam chlapnąć. Właściwie, to mnie się nie da obrazić. Rozśmieszyć, to tak.
A racja Twoja jest niewątpliwa: wszystko ma swoje miejsce w ogólnym porządku.