Witam
Witam.
Witajcie.
Witajta Ludziska.
Pan Michał Rusinek nadął się i ogłosił, że nie odpowiada na listy, zaczynające się od słowa witam.
Czym obalił – i bardzo dobrze – durne przysłowie, że kto z kim przestaje, takim się staje.
Na portalach rozgorzała dyskusja, jakby od tego coś zależało i nagle faktycznie zaczęło coś od tego zależeć.
Na przykład opinia o piszącym, Bogu ducha winnym witającym.
Nieświadomym, że użył słowa, które się elytom jentelektułalnym, a fe, a fe, kojarzy z buractwem lub korporacyjną szumowiną. Które pasuje do świata oświeconego jak skarpetki do sandałów.
Pan Rusinek i pomniejsi przeciwnicy witania przytaczają plątaninę argumentów semantyczno-proksemicznych, pasujących do tematu jak skarpetki do sandałów, aby udowodnić, że witać to se może baba dziada w swojej zagrodzie i na tym koniec witania.
A powiem ja wam, że snobów językowych i poprawnościowych połajanek nie cierpię szczególnie i mam ważne powody.
Historyczne.
Biedne słowo, czym ono sobie zasłużyło na takie traktowanie?
Niech pomyślę, czekajta.
Buuu, myślę i myślę, aż mnie zaczęły boleć mięśnie myślące.
I nic.
Nie.
Wymyśliłam.
Witam więc jeszcze raz.
Biorę to inkryminowane słowo, smakuję je, obracam w gębie, wciągam jak spaghetti, żuję jak pizzę, nadymam jak gumę balonową, spluwam nim, obserwuję jego wpływ na prędkość wiatru, na kiełkowanie owsa, na apetyt kota i na własne libido.
I nic.
Szlag by to.
Nadal oznacza tylko to, co oznacza: że ja kogoś witam.
Pytanie: Co robię?
Odpowiedź: Witam.
Za jasną cholerę nie chce oznaczać niczego więcej.
Tylko moją osobistą, oczywistą i absolutnie bezpartyjną czynność, wynikającą z tego, że jak się z kimś jakiś czas nie widziałam, nie słyszałam, nie czytałam się z nim, to najpierw go witam.
Ale, ale.
Nie tak szybko.
Znaczenia można nadawać dowolnie, zgodnie ze stanem własnego umysłu.
Padła teza, że witanie kogoś tak oczywistym słówkiem jak samo witam jest przejawem, aaaa.. kompleksów.
O!
Niech pomyślę (oj, ależ te mięśnie myślące bolą), a może, zasugeruję nieśmiało, że jest akurat odwrotnie?
Że to osobista i bardzo zaangażowana (aż do nieodpisywania na listy) reakcja na witam jest przejawem kompleksów?
Pilne przyglądanie się rzekomym uchybieniom językowym bliźnich jest oczywistym przejawem kompleksów. Nie rozwinę tego jakościowo, bo mam pewną przewagę, pozwalającą mi te kompleksy nazwać.
Więc nie nazwę, bo ćwiczę bycie miłą osobą (to też boli, bo mięśnie miłoosobościowe mi zanikły prawie).
Prawdę mówiąc, ja też nie przepadam za pewnymi formami powitania w e-mailach i liścikach papierowych.
Na przykład Szanowna Pani Anno.
Brrr. Czuję się wtedy jak stara purchawka (którą niby jestem, ale po grzyba mi o tym przypominać).
Ale to przejaw moich kompleksów, a nie powód do tępienia tej formy powitania. A już na pewno nie powód do nieodpisywania.
Nieodpisywanie, to jest dopiero podłe, bo ktoś tam czeka i nie wie, że niestosownie się z Szanownym Panem przywitał.
Nieodpowiadanie, o, to jest dopiero klasa.
Na początku było słowo.
Równie dobrze mogło ono brzmieć: witam.
Słówko witam jest zgrabne, krótkie, jednoznaczne i neutralne wyznaniowo i płciowo.
Oczywiście, no gdzie tam, nie zamierzam witać tych, którzy nie chcą być witani.
Tych żegnam.
witaj :)))))
ufff ulżyło mi ,bo ja lubię się witać
zupełnie odwrotnie niż np.pan Wojtek (http://szczaw.wordpress.com/2012/04/22/„caluje-cie-wojtku/#comments)który nie lubi się „witać” a lubi się „wkurwiać”
no i pozdrawiam 🙂
Wkurwiać, droga Pani, też się nie lubię. A jeśli to Pani raczyła pozostawić mi uwagi dot. stawiania kropki po „dr”, to proszę łaskawie skorzystać ze słownika.
Z wyrazami szacunku – WS
Witaj Aniu 🙂
Oj i znów się uśmiałam.
Nie cierpię słowa „nara ” i moje dzieci nie używają tej formy pożegnania chociaż jest popularne wśród małolatów.
Pa pa 😉
No jeśli każdy będzie sobie pitigrilił co mu ślina na język przyniesie w dodatku już na powitanie, to ja się z tego naturalnie cieszyć nie myślę.
To może taki małolat walnie sobie – sie ma, cze, hi, i temu podobne haniebne zwroty. Stary pierdoła dowali bez sensu Szanowny Panie pisząc do komornika a inny bęcwał właśnie – witam, do nieznanej mu osoby akurat będącej odźwiernym w hotelu.
Nie po to miliony mędrców wykształconych jak należy (z jednym, regionalnym wyjątkiem), opłacamy bez względu na chudobę portfela, żeby jakiś oszołom witał, bo chce nam kurde zaoferować (zaaferować?), jakiś kredyt lub raczej propozycję spłacania go za nas podlizując się na wstępie.
A z rozumem się powitaj barani łbie, skoro nie znasz odpowiednich dyrektyw czy innych wytycznych lub choćby pisuar vivre (aktualne).
I słusznie prawi Sz.P. Rusinek Michał, bo od dziś choćby i nawet ktoś zechciał obdarować mnie tłustym spadkiem (bez obciążeń) – to po takim powitaniu usłyszy jedynie moje dumne – spadaj prostaku. Tak będzie i niechaj ktoś taki da mi szanse, by to udowodnić, hę.
A tak w ogóle to ewentualnie, w związku z tym, nadmieniam akuratnie i stosownie do stosownych okoliczności, że jednakowoż lekko nie jest – nawet na wstępie.