Triumf (byłego) Dyrektora Mojafai

Dla Dyrektora Mojafai nastąpiły podłe dni.

W rzeczy samej przestał być dyrektorem, stał się więc zwyczajnym Mojafają, z tym, że imię jego brzmiało Dyrektor, bo tak się jakoś utarło. Albo uczepiło.

Włos na głowie mu posiwiał, a nawet zaczął rzednąć. Przestał się golić na pysku i myć pod pachami, a fąfle mu obwisły, jak u zramolałego baseta.
Nocą chrapał, a w dzień się ślinił.
Z rozpaczy.

Nie klepał już nikogo ni po ramieniu, ani po tyłku, co najwyżej psa kopnął w zadek, gdy ten próbował obsikać mu buty. Co zdarzało się raz po raz. 

Tak to się wlokło przez jakiś czas, aż pewnego dnia …

Rany, kurdeż, o żesz w mordę! – krzyknęła młoda absolwentka szkoły dziennikarskiej, walcząca o staż w magazynie dla pań.

Była ambitna i pragnęła mieć swoje pięć minut jeszcze w tym stuleciu.
Dlatego siedziała w ogólnoświatowej spluwaczce, znanej jako Internet, surfując tam i śmam, w poszukiwaniu inspiracji.

Na portalu Twoja Rura obejrzała (trzeci raz) znany na całym świecie filmik z (byłym) Dyrektorem Mojafają.
Obraz ten był od pewnego czasu oficjalnie polecany przez psychologów i psycholożki dla wszystkich wyalienowanych, bo nic tak nie wzmaga poczucia przynależności do ludzkiej rodziny, jak wspólne, słuszne oburzenie.

Oburzyła się więc słusznie, zyskując komfort afiliacyjny i mogłaby na tym poprzestać, gdyby nie przykuł jej oburzonej (słusznie) uwagi pewien szczegół.
Obejrzała film ponownie, jeszcze raz, i jeszcze od końca do początku, a szczegół wciąż tam był.
I właśnie wtedy wydała ten triumfalny okrzyk, gdyż zaiste poczuła, że jej pięć minut jest całkiem blisko.

Była jednak w błędzie.
Owszem, zauważyła szczegół, który przegapiły miliony, ale nie miała doświadczenia, siły przebicia, ani też nie była córką nikogo znaczącego, na przykład premiera, dlatego możemy pominąć jej imię, nazwisko, a nawet zapomnieć, że w ogóle istniała.

Kiedy redaktorka naczelna magazynu dla pań zrozumiała, z jaką sensacją ma do czynienia, spuściła pannę po brzytwie, a do sprawy przedzieliła Helę Kopter, słynącą z tego, że słynęła.
Ta zaś natychmiast skontaktowała się ze znanym specem od wizerunku, tym samym, który nawet z bezzębnej, pierwotnie analfabetycznej babci klozetowej potrafi zrobić damę dworu, albo posłankę na sejm. W miesiąc.

To on, filozof, psychiatra, fizyk, matematyk i mistrz gry na ukulele w jednym. To on, doktor Bradykard Ruski-Cybant wziął na siebie strategię wprowadzenia (byłego) Dyrektora Mojafai do świata celebrytów.

Mojajfaja stanął przed wyborem.

– Sprzedamy to! – wykrzykiwał, dysząc mu w twarz doktor Cybant. – Świat cię pokocha tak samo szybko, jak cię znienawidził i będziesz miał to wszystko, o czym teraz nawet nie śmiesz marzyć.

– Ale dlaczego to miałoby być takie ważne, że noszę fiuta w prawej nogawce? – zdziwił się Mojafaja.

– Ja dyktuję tej bandzie idiotów, co jest ważne! – zaryczał Cybant w uniesieniu i zaczął lewitować, mówiąc językami.

Stał więc Mojafaja przed tym wyborem i tak sobie dumał, że z jednej strony pies sąsiada, obszczywający mu nogawkę, z drugiej flesze, kamery, cieleckawhalce, dodabezmajtek, a wszystko na żywo i za pieniądze.

Kopnął więc psa w zad po raz ostatni i rzucił:

– Wchodzę w to.

I wszedł.

Niech zatem nikogo nie dziwi, że gdzie nie spojrzymy, tam Mojafaja szczerzy zęby.

Reklamuje portki dla prawoskrętnych oraz środki moczopędne.

Gra w serialu Prawa Nogawka.
Pisze felietony.
Udziela wywiadów.
Fotografuje, maluje i doradza politykom.
Niedługo ukaże się jego pierwsza książka, biografia, pod tytułem Mojafaja to ja.

Chodzą słuchy, że rozsmakował się w życiu, jak nigdy dotąd.
Stał się ulubieńcem salonów i znowu może klepać facetów po ramieniu, a panie po tyłkach.

Szeroko cytowane są wypowiedzi Mojafai, szczególnie te, w których nic nie mówi.
Zyskał sobie nimi opinię mędrca.

Zapewne zechce startować w wyborach, ale jeszcze nie zdecydował, czy bardziej go znosi w prawo, czy w lewo, czy jakoś pośrodku by się umiał umościć, gdyby przyszło co do czego…

I pomyśleć, że gdyby nie spostrzegawczość pewnej absolwentki dziennikarstwa, której nazwisko wpadło w czarną dziurę niepamięci, to Mojafaja nadal oganiałby się od psa sąsiada i żarłby prozak, wiodąc życie pariasa.

1 Komentarz

  1. Niezbadane są wyroki niebios podobnie jak łaska pańska, która na srokatym koniu jeździ.
    I tak dzisiaj możesz być pohańbiony, by już jutro być pohańbionym jeszcze bardziej, powiadam wam.
    A czy on, ów Mojafaja nie jest aby z Bielan?
    Ech i pomyśleć że Bielany kojarzą mi się głownie ze strzelania do rzutków na strzelnicy, nieopodal Cmentarza Żołnierzy Włoskich.
    Jak to miło powspominać, kiedy usiłuję znaleźć okulary do dali po to, żeby odszukać okulary do bliży, bo akurat one mi są aktualnie bardziej potrzebne. 😉

Leave a Reply