Wycieczka
W piątek wieczorem przygotowałam pyszne kanapki i kawę w termosie.
Krzyś ustawił GPS-a na z góry upatrzoną pozycję.
Zapakował sprzęt foto do samochodu.
Pozamykaliśmy okna, wyłączyłam kilka urządzeń wiecznie żywych, żeby nie żarły prądu pod naszą nieobecność.
Oblekłam się w swój stały wycieczkowy pokrowiec, wygodny i z mnóstwem kieszeni na: kluczyki, klucze, komórkę, radiostację (a co!), papierosy, okulary, dyktafon (a jak!), antyhistaminy, cukierki oraz sto tysięcy innych bzdetów kieszeniowych.
Tak lubię: cały dobytek przy dupie.
Wyszliśmy na chwilę do bekjardu, czyli tylnego ogrodu.
Pachniało tak, że aż usiedliśmy na krzesłach z wrażenia.
Dookoła kwitną bzy, kasztanowce, głogi, akacje i – za dużo, żeby wszystko wymienić – inne Pachnące Byty Prezesowe.
Do tego moje donice z majerankiem i melisą, bazylia, lawenda i rozmaryn.
Nad moim ogrodem góruje ogromny klon, a w nim Byty Śpiewające, w tym słowik.
I gwizdaczki, czyli kosy.
Oddychaliśmy tym rajskim powietrzem, gapiąc się w gwiazdy i połowę księżyca na dachami.
Okoliczne grille już wygasły, wszechobecny bekon ulotnił się w cholerę.
Słuchaliśmy szelestów w drzewach i cudownej ciszy, bo pijane okoliczne ryje poległy i poszły spać.
Popatrzyliśmy na siebie.
– Misiu? – zapytał mąż.
– Ja też – odpowiedziałam.
Po piętnastu latach małżeństwa nie trzeba gadać całymi zdaniami.
– I nikt nie będzie wiedział!
– Bo napisałam wszystkim, że wyjeżdżamy.
Rozpakowaliśmy samochód, kanapki do lodówki, kawę na rano do wypicia w łóżku.
Włączyliśmy kilka urządzeń, bez których życie jest niekompletne, w tym Internet.
Otworzyliśmy okna i zasiedliśmy do oglądania serialu Fringe.
W takich warunkach jestem gotowa kochać ludzi, a nawet sąsiadów.
– Jesteśmy starzy, co? – zatroskał się Krzyś w połowie filmu.
– Starzy, leniwi i zmęczeni życiem – rozszerzyłam diagnozę o elementy autopercepcji.
– I ostatnim razem jak pojechaliśmy, spadł samolot!
– Dobrze, że zostaliśmy w domu – zgodziłam się i poszłam po lody do zamrażarki.
„- I ostatnim razem jak pojechaliśmy, spadł samolot!
– Dobrze, że zostaliśmy w domu – zgodziłam się i poszłam po lody do zamrażarki.”
To ja już wiem, dlaczego wały na Wiśle w Warszawie jakoś się trzymają, póki co 🙂
Za to ja byłam wczoraj u tych znajomych, u których jak byłam ostatnio, to nieprzystojnie ubrana oglądałam zdjęcia Ejakula islandzkiego. No, i wiadomo, jak to się skończyło.
Wczoraj oglądałam zdjęcia z Grecji. Tym razem zadbałam o przyzwoitość, więc może nic nie pierdolnie. No, bo skoro Wy zostaliście a ja nie kusiłam kusą kiecką sił Natury, to może jakoś to będzie? 🙂
Dorotko, na pewno nie byłaś ostatnio „nieprzystojnie” ubrana? Coś nie wierzę, bo dlaczego moje miasto wygląda, jak wygląda? O działeczce już nie wspomnę:\ Oooj, coś tu mi się nie zgadza;)))
Aniu, romantycznie się… tak zrobiło:)))
Tak całkiem poważnie–to ja próbuję się ratować żartami–choć tu wcale żartów nie ma. Myślę o tych wszystkich biednych ludziach, którzy musieli się w kwadrans spakować, myślę o tym, co z nimi będzie, jak woda opadnie. Mama mojego męża mieszka na Śląsku Opolskim–na szczęście na tyle wysoko, że woda jej nie zagraża. Jej znajomych zalało jednak po raz kolejny (choć chyba mniej poważnie, niż w 1997). U mnie na Dolnym Mokotowie (czyli terenie bardzo hipotetycznie zalewowym) co prawda okoliczne szkoły i przedszkola jutro będą zamknięte, ale tak sobie myślę, że na moim czwartym piętrze jestem bezpieczna. Zresztą wały w Warszawie trzymają się nie najgorzej, póki co.
Myślę, że moje nieprzystojne czy przystojne ubranie na Naturze nie robi większego wrażenia. Wydaje mi się, że jeśli już miałoby Ją coś wkurzać, to raczej te tłumy gapiów, oczekujące–no, czego oczekujące? Katastrofy?
No, ja na pewno nie pójdę gapić się na wielką wodę. Chyba, żeby worki układać.
Mnie też coś tu się nie zgadza .
Zostałaś w domu Staruszko i nic nie pomogło.
Zalało miejscowość w której mieszkałyśmy we wczesnym dzieciństwie.Teraz można łódeczką po niej pływać. A to jeszcze nie koniec bo woda cały czas napiera i zmusi do ewakuacji bliskich nam ludzi.
Gdybyś pojechała to mogłabym doszukiwać się jakiś znaków na niebie a tak to co? Nie mogę,jesteś niewinna!!! 🙂
Aniula w tak pięknych okolicznościach przyrody to nawet się nie dziwię że byliście leniwi 😉
Też bym była :*
Czy to ważne dokąd? Ważne, że wycieczka się udała :):):)
ech… 🙂 fajnie Wam razem
Byłem, widziałem, poległem. Górą były komary, meszki, gzy i podstępne słoneczko przez które dzisiejszej nocy spał będę na brzuchu i to w dodatku na swoim.
Warto było.
Zazdroszczę Wam tej wycieczki 🙂 Też bym tak chciała! Ale–jeszcze tylko chwila, jeszcze trochę i też tak zmylę tropy 🙂
A miałam Ci wysłać coś na podniesienie na duchu (kazali mi, choć nie tak nachalnie jak zwykle, łańcuszek:)), ale się tak wstrzymuję, bo internet mobilny, bo to i śmo.. za nawet niewinne oszustwa trzeba płacić, na pewno jesteś nie podniesiona! 🙂
Kłamczucha!!!
Ludziska siedzą i się martwią. Wyjechali w dzicz, tam gdzie nawet mobilny internet nie dociera.
Czy dojechali?
Czy nic się im nie stało?
Czy nie napadło ich stado wściekłych jeleni?
Czy nie porwali ich kosmici?
A oni siedzą sobie w bezpiecznym domku i opychają się lodami.
Ładnie to tak? Można choć wiedzieć o jakim smaku były te lody?