Felieton

Matrix

Prasa ze smutkiem donosi, że we Włoszech zaufanie do kościoła i papieża spadło do rekordowo niskiej liczby 46.6%.

Ciekawa jestem, co w ogóle oznacza to zaufanie i jak się manifestuje w codzienności.
Dawaniem na tacę?
Wiarą w zbawienie w nagrodę za udział w obrzędach i pokłonach?

Prawie połowa dorosłych ludzi ufa instytucji skompromitowanej bardziej niż pierwsza lepsza dyktatura.
Totalizmy świeckie upadają z hukiem, a totalitaryzm kościoła jest jak skała.

Historia kościoła ocieka krwią i spermą, a przecież wiemy o niej tylko to, czego nie dało się ukryć.
Tylko to, co wypełzło na światło dnia z zakamarów i krętych korytarzy.

Bo wynaleziono Internet i informacji nie dało się już zatrzymać.

Przemówiły ofiary, nie tylko żywe, ale i pamięć o tych sprzed wielu, wielu lat.

Czy dziwi mnie, że wierni nie chcą tego wiedzieć?
Że nazywają ujawnienie kryminalnej i zboczonej twarzy kościoła spiskiem przeciwko wartościom i Bogu?

Nie, ja ich rozumiem.
Nikt nie ma ochoty dowiadywać się, że jego matka była kurwą a ojciec mordercą.

Dla wielu ludzi, dla moich dziadków, kościół był źródłem siły i oparciem.
Dobrze, że nie dożyli ery Internetu.
Serca by im pękły!

Mówić prawdę, czy pozostawiać ludziom złudzenia?
Z tego punktu widzenia kościół wiedział co robi, zamiatając pod dywan.
Nie można ot, tak odebrać ludziom filaru, na którym opierają swoje doczesne i wieczne życie. To okrutne, podłe i niepotrzebne.

Prawda jest okrutna, podła i niepotrzebna – z pewnego punktu widzenia.

Z innego zaś – lepsza prawda, niż życie w Matrixie.

Ale w czym lepsza?
Więcej bólu i niepewności?
Walący po oczach brud, dewiacja i cynizm pasterzy?
Wilki pasające owieczki?

To rani, a nikt nie dąży do bólu z własnej woli.
Dlatego po spadku zaufania do kościoła, nastąpi jego gwałtowny wzrost.

I dobrze.
Nie każdy potrafi być sobie sterem i żeglarzem.
Prawdę mówiąc niewielu to zniesie i jeśli kościół przestanie karmić ludzi nadzieją i poczuciem sensu, nic im nie zostanie.

Ci ludzie, których nazywamy moherem, betonem i marionetkami Rydzyka – oni uciekają przed cierpieniem duchowej pustki.
I dlatego tak głośno krzyczą i chcą krzyży na każdym wolnym skrawku przestrzeni, i Chrystusa królem Polski.

Smutno mi, kiedy patrzę, jak się tę ludzką bojaźń wykorzystuje w brudnych grach politycznych oraz dla gromadzenia bogactwa.

Watykan powinien zmienić oprogramowanie Matrixa.
To obecne nieco się zużyło i wystają spod niego strzępy paskudnej rzeczywistości.

Można zacząć od zniesienia celibatu i przywrócenia mężczyznom w kieckach prawa do oficjalnego wzwodu i ejakulacji.

Jest jednak coś pilniejszego do zmiany: prawny wiek dopuszczający obcowanie płciowe, który w Watykanie wynosi… 12 lat.

Należałoby to uczynić zanim Roman Polański poprosi o azyl w Stolicy Apostolskiej.

7 komentarzy

  1. Interesująca jest ta troska o Kościół czyli o pasterzy, owieczki a nawet o trawę. 😉 Mam pewność, że dziś znacznie większe kłopoty mają inne, dużo młodsze instytucje, które dodatkowo niekoniecznie są dobrowolne. No ale z drugiej strony nie ma potrzeby czynienia z tego tabu. Zamartwianie o rozporki księży niewątpliwie ma rozumne podstawy, bo potencjał się marnuje i sprzeczne to z naturą, tylko myślę że powinni to zrobić sami zainteresowani może rzeczywiście z większą determinacją. Tylko, skoro Kościół nie powinien (a nie powinien) zaglądać w majtki kobietom… A gdyby tak w krótkim okresie czasu Kościół został zlikwidowany; no nie ma go i już. Czy aby na pewno świat stałby się lepszy, ludzie mądrzejszy a przynajmniej mniej naiwni? Kościoły (jako budynki) na inne cele bywały już wykorzystywane z dość miernym rezultatem. No ale Kościół to jednak skostniała i w dodatku patriarchalna forma, być może istotnie trzeba elastyczniej. W demokracji europejskiej przecież tak właśnie jest. Ślimak powinien zostać rybą? Myk, i jest. Marchew ma być owocem? No to jest, co miałaby nie być skoro jest taka potrzeba. I pies srał Linneusza ćwoka jednego, jest wiek dwudziesty pierwszy więc skostniałym tradycjom mówimy dosyć. Chujnia chce dla nas cacy to niefajne przeszkody usuwamy, czyli znowu – myk. Szczęście jest na wyciągnięcie ręki. Czyżby? PieS. Człowiek może wiedzieć, że jego matka była kurwą a ojciec złodziejem i nadal ich kochać. Ale tak z ciekawości zapytam – jaki jest właściwy model rodziców do kochania?

  2. Przez całe życie zastanawiałam się skąd pewność że Bóg jest mężczyzną?!
    Ta myśl w jakiś dziwaczny sposób pozbawiła mnie zaufania do KK.
    Nie lubię szowinistycznych uzurpatorów.
    Stawiam na Marię Magdalenę 😉

  3. Maria Magdalena wycofała się z wyborów nie chcąc poddać się lustracji.
    To może Kopernik? 🙂

  4. Religia ani kościół nie są mi potrzebne, abym chciała żyć moralnie. Pewne „grzechy” które wychodzą na jaw z krętych korytarzy KK zdają się potwierdzać, że moralność nie ma wiele wspólnego z religią. Mój ateizm nie powoduje, że mam ochotę zabić, ukraść, skrzywdzić itp. A przecież nie mam ograniczenia w postaci strachu przed karą bożą. Obecność KK w niczym mi też nie przeszkadza, ale skoro już jest i skoro tak często i tak głośno powołuje się na szlachetność swoich założeń to może niech to będzie konsekwentne. Brak tej konsekwencji powoduje, że KK jako instytucja sam podważa swój autorytet. Natomiast obrzydliwe jest to, że KK nie potrafi albo nie chce uderzyć się w pierś i przyznać się do grzechów i zgorszeń jakie jednak szerzy bądź szerzył.
    Nie odczuwam pustki duchowej jako osoba nie przynależąca do żadnej religii. Jeśli ją odczuwałam to właśnie wtedy, kiedy wychowując się w rodzinie katolickiej nie mogłam odnaleźć zrozumienia u tych, u których bym się spodziewała. Czułam się winna mając wiele wątpliwości, których też nikt nie miał ochoty pomóc mi rozwiać, choć nie raz o tę pomoc prosiłam.Teraz wiem, że byłam zmanipulowana. Ostatecznie byłam tą grzeszną i słabej wiary. Teraz nie mam już takich dylematów. Jeśli w coś wierzę, to jest to ściśle moje.
    A może brak Boga w moim życiu powoduje, że cenię człowieka jednak nade wszystko?

  5. Jest coś takiego w kościele jak przykazania miłości. Tam chodzi nawet o coś więcej niż cenienie innego człowieka. Niestety wykonalne jedynie wyjątkowo i raczej przez nielicznych. Trochę jak wirtuozowskie opanowanie fortepianu, tzn. jakiś dar jednak posiadać trzeba. Jak dla mnie poprzeczka zawieszona zbyt wysoko i wiem, że nie podołam.
    Nie każdy musi uprawiać futbol, czytać książki a nawet myć uszy. Do kościoła nie musi się chodzić za karę, czy ze strachu a nawet nie powinno. Można go sobie spokojnie odpuścić i NA PEWNO nic za to nie grozi.
    Tyle tylko że nie ma takiej dziedziny życia, grupy zawodowej gdzie nie wystąpiłyby czyny naganne, szpetne. Można tam znaleźć reżysera, psychoterapeutę, polityka, więc można też i duchownego. Wszędzie też podnosi się przedwczesny klangor środowiska w obronie delikwenta, choć mamy do czynienia z ludźmi rozumnymi, którzy powinni umieć ważyć słowo. Rzecz w tym że to jednak ludzie są, a ludzie posiadają wady, bez względu na posiadane talenty i funkcje.
    No i jednak KK bije się we własne piersi i mówi również o tych niegodziwych sprawach:
    http://wyborcza.pl/1,86746,5130938.html
    Może kiedyś będzie tak że politycy będą kojarzeni z mówieniem prawdy, lekarze z troską o zdrowie pacjenta, księża z nienatrętnym krzewieniem dobra i pomocy słabszym.
    Lennon o tym śpiewał (Imagine) jak niewielu innych, pięknie i naiwnie. Niestety.

  6. Oj, Mantyko…
    Czy na pewno NA PEWNO nic nie grozi?
    A jeśli się okaże, że naprawdę istnieje takie piekło jak KK twierdzi i ja tam trafię?
    I będę sobie pluła w brodę.
    A poważnie: to, że głowa KK przyznaje i wyraża solidarność z ofiarami, to jest duża sprawa. Nie mam zamiaru odbierać temu znaczenia, szczególnie, że dla poszkodowanych taka postawa KK jest podstawą odzyskania poczucia godności.
    Dziękuję Wam za komentarze, Ludziska. To jest ważny dla mnie temat.

Leave a Reply