Money

Kiedy napisałam, że jestem zbulwersowana brakiem ubezpieczenia na życie dla pasażerów rządowego Tupolewa, zostałam nazwana brzydkimi słowy. Najładniejsze z nich brzmiało Stalin. Wyobraźcie sobie resztę!

Ale ja to napisałam w czasie Wielkiej Żałoby, wtedy, kiedy miłosierdzie gminu spuchło i wydęło się, mało nie pękło. Szlochom i wzdęciom nie było końca, a suka Małpa Ny pisze – uwaga, brzydkie słowo! – o pieniądzach.

Teraz już można pisać o pieniądzach.
Można nawet je policzyć.

Można zawołać strasznym głosem: a co z resztą sierot w Polsce!
One też chcą jeść, chcą stypendiów, chcą po prostu (uwaga, brzydkie słowo!) – pieniędzy!

Jest w tym wołaniu porażająca słuszność.
I porażająca logika.

Jak w każdym wołaniu opartym na założeniu, że jesteśmy równi i tyle samo nam się należy.

Ja jednak patrzę na to po swojemu: gdybyśmy byli równi, to bylibyśmy równi.
A nie jesteśmy.
Równi.

Jesteśmy różni i różne są tego implikacje.

Nie ma o czym gadać: ofiary katastrofy nie były ubezpieczone, ponieważ rząd czynił oszczędności w tej kwestii.
Ich rodziny nie dostaną odszkodowania tak jak rodziny ofiar normalnych katastrof lotniczych.
Muszą je dostać od Was, od Skarbu Państwa.

Albo?
Od kogoś, kto się zgłosi na ochotnika!
Wielkie firmy wzięły na siebie ciężar tej sprawy, mając jednocześnie okazję do pokazania ludzkiej twarzy.
Czysty pi-ar.
Skuteczny.
Tak się robi biznes.

Czy mi się to podoba?
Ależ skąd.
Mnie by się podobało, gdyby rodziny ofiar otrzymały odszkodowania.
Jeśli już użyć takiego nieprzyzwoitego słowa: podobać.

Mam jednak koszmarne wrażenie – poprawcie mnie jeśli się mylę – że informacja o wsparciu dla rodzin przyniosła większe emocje niż wawelski festiwal pychy.
I smutniejsze są moje refleksje na ten temat: wyciąganie ręki w imieniu innych, w imię równości odbieram źle.

(Nie będę się o tym rozpisywać, bo stracę resztkę przyjaciół, ocalałych po odkryciu we mnie inkarnacji Stalina. Tylko przypomnę: prezentowanie odmiennych punktów widzenia nie musi czynić nas wrogami.)

Zauważę natomiast, że wobec rodzin katastrofy nad Smoleńskiem stworzono pewien precedens, który w przyszłości może (nie musi) zaowocować skuteczniejszą pomocą dla innych.
Mam na myśli precedens zarówno moralny, jak i prawny – w kwestii prawa bankowego.

To dobrze.
Bo w przyszłości na tę równość wobec prawa można się będzie powołać.
Ale dopiero w przyszłości, a nie wobec tego, co już było.

To dobrze.
Bo nie znamy ani cholernego dnia, ani cholernej godziny.

6 komentarzy

  1. Aniula nie stracisz przyjaciół!
    Ja lubię Twoje odmienne punkty widzenia.
    Zwłaszcza gdy wprawiają mnie w odmienne stany świadomości 😉
    Buziaki :*

  2. To ja się przyznam cichcem, że od zawsze podkochiwałam się w Stalinie i szlag mnie o mało nie trafił jak w moim mieście na garażach ktoś napisał:
    „zgrzeszyłam z towarzyszem Stalinem-Wanda Wasilewska”

  3. Swoją drogą, to ciekawa jestem tych bluzgów. Może choć w formie cytatów je kiedyś udostępnisz?

  4. Aniu:)
    To, że ci ludzie powinni dostac odszkodowania, nie podlega kwestii. Z ubezpieczenia. Zadziwiająca jest niefrasobliwość naszych „ważniaków”, co do łatwości płacenia wszystkich, za błędy niektórych. Tak więc pracownik, emeryt i uczeń zapłacą odszkodowania tym ludziom tylko dletego, że ktoś „na górze dał dupy”. Może już czas, żeby sami zaczeli płacić za swoje błędy. Zapłacili by raz, byliby bardziej zapobiegliwi. Do dziś nikogo „góry” nie rozlicza się z niefrasobliwości.

  5. niech płyną
    nikt im nie KAŻE czytać

    bo trafić w sedno
    jednak nie wszystko jedno

    cięta bywa riposta
    dobrego rzemiosła
    (nie wiem czy to na pewno moje ale dobrze mi się napisało 🙂 )

    gdy wsadzisz palec w mrowisko
    wiadomo,że jesteś blisko

    niestety to oznacza także że może ciut zaboleć
    ale jak zgrana płyta powtórzę od nowa
    niech płyną..

  6. Czytałam, że ubezpieczyć powinna ta firma, która wysyła. W tym wypadku była to Kancelaria prezydenta. Niestety nie ubezpieczyli. Chyba nikt nie pyta dlaczego nie mówiąc o odpowiedzialności za to niedopatrzenie.

Leave a Reply