Mader, tu jest prawdziwy surrealizm – napisała dziś moja córeczka, mieszkanka Krakowa.
– Siedź w domu – poradziłam jej przebiegle, bo jeśli ona nie będzie się plątać w tych dniach po Krakowie, to ja będę spokojniejsza.
A ja lubię być spokojna.
Chcę być spokojna – oto czego pragnę najbardziej.
Surrealizm jest.
Z nami.
Za nami.
Przed nami.
Wokół nas.
Spowija nas jak chmura wulkanicznego pyłu – gdzie dmuchnie, tam ją niesie.
Jak dmuchnie, taki kształt przybiera.
W tej chmurze widać wszystko: Jezusa i Maryję, diable rogi, profil Putina, rękę z pistoletem, wawelskiego smoka (o, ten to ma na pysku wredny uśmieszek!), tyle tam widać, że każdy coś dla siebie wypatrzy.
Wpatrzcie się uważnie w kształty chmury importowanej z Islandii, bo tam niechybnie ważne znaki się kryją.
Kto więcej zobaczy, temu damy w nagrodę tytuł Nawiedzonego Roku 2010.
Chwilowo tytuł ten przypada pewnemu internaucie, który od kilku dni wpatruje się (i wsłuchuje) w amatorskie nagranie ze Smoleńska i (uwaga, uwaga) – za każdym oglądnięciem coraz więcej widzi.
Czego szuka?
Dowodów, że Rosjanie z Tuskiem strącili polski samolot rządowy, żeby pozbyć się… zgadnijcie sami.
Ten owładnięty internauta jest tylko nawiedzony.
Ojciec R. zaś jest cyniczny.
To jest znacząca różnica, choć bredzą w tym samym rytmie.
R. ma władzę, media i pieniądze.
Wywiera wpływ na ludzkie umysły, budząc upiory.
Są jeszcze inne dymy: nad Tybetem. Tam płoną ludzkie szczątki, bo trzeba wysłać do nieba tych, których zmiotło trzęsienie ziemi.
Czy liczba 1339 daje się wypatrzeć w chmurze?
Tylu zginęło do tej chwili.
Umierają kolejni: z ran, zimna i wyczerpania. To są Chiny, tam ludzkie życie jest tanie.
Wolna prasa tak gładko recytuje: władze starają się pomóc, ale…
Ale.
Nie pomoże.
No, ale to nie nasi.
Co nas to obchodzi.
Nas, patriotów upajających się własnym znaczeniem.
Kiedy śmierć mi kogoś zabiera, użalam się nad sobą.
Zazwyczaj z poczucia winy, niedokończenia, niewyjaśnienia, niedopowiedzenia.
Lecz nie dyskutuję z Bogiem na temat jego planu wobec nas.
Takie są konsekwencje wiary.
Nikt nie twierdzi, że wiara jest łatwa.
To najtrudniejsza rzecz na świecie i każdego dnia, o każdej porze muszę sobie na nowo przypominać, że wierzyć, to ufać bezgranicznie.
Zwłaszcza, kiedy jest ciężko.
Wiara jest łaską, albo decyzją.
Więc niech mi jakiś purpurant nie wyjaśnia, co Bóg chciał nam powiedzieć.
A ponad wszystko – niech mi nie wmawia, że jakiejś śmierci trzeba nadać większe znaczenie.
Niż innym śmierciom we wszechświecie.
Purpuranci są wyjątkowo głusi na boski głos.
Bóg nie plecie bzdur i nie gada jak potłuczony.
Jego wierni słudzy – owszem.
Bóg – kiedy ma inne plany niż my – zabiera nam zabawki i stawia do kąta.
Tego kiedyś uczyłam i przy tej okazji powtórzę: jeśli na Twojej drodze leży kłoda, lub wpadasz w wilczy dół, pomyśl chwilę – to może być zła droga. Nie forsuj. Nie wierz w to, że w cierpieniu jest jakaś wartość. To kłamstwo stworzone po to, żeby trzymać nas pod butem totalitarnej władzy. Obojętnie – świeckiej, kościelnej czy hybrydowej, jak w Polsce.
Dobre drogi są proste i nie wymagają nadludzkiego wysiłku.
A Bóg nie mówi do nas zagadkami.
Kiedy coś mu się naprawdę nie podoba – zatrzymuje chocholi taniec i zostaje pusty śmiech.
Bo to przecież prawdziwa polska La strada w realu, choć odrealniona.
To, co nas spotyka (a może raczej: to, co my spotykamy?) jest REALNE. A następnie szybciutko przetwarzane w SURREALNE. No i mamy, to, co mamy–SURREALIZM. SIUR W REALIZM.
Tak, 1339 – o tym samym myślałam przez ostatnie kilka dni, Aniu.
Ale co nas to, nasze nieszczęście jest zawsze większe, nawet jak liczbowo mniej imponujące. A żałoby z powodu jakiegoś tam trzęsienia przecież nie ogłosimy, prawda? Trzęsienia się w końcu zdarzają,no nie?
I Aniu – welcome back – wiesz, co mam na myśli (maila nie będę już dziś wysyłać, wybacz)
„Dobre drogi są proste i nie wymagają nadludzkiego wysiłku.”
Święta prawda Aniula :*