Felieton

Ofiaruj się!

Felieton to niewdzięczne bydlę, ponieważ wymaga skrótów myślowych i świadomych pominięć.

Felietonista ufa (często bezpodstawnie), że czytający połapie się w tym zabiegu i nie będzie wiercić  dziury w brzuchu pytaniami typu: a co z…

Dlatego uprzejmie proszę o nie zadawanie pytań o: ofiary intencjonalnej przemocy, ofiary wypadków oraz ofiary dawane na tacę w kontekście dzisiejszego felietonu, dobra?
To nie o tym jest.

To jest felieton o ochotniczych ofiarach nadużyć, czyli o ludziach wierzących.
W bajki.

Wiktymologia jest nauką niepoprawną politycznie.
Ten felieton też jest daleki od politycznej poprawności (rozśmieszyłam sama siebie tym zastrzeżeniem).

Wyjaśniam: wiktymologia zajmuje się technikami kuszenia  losu.
Reszta jest w Wikipedii.

Poprawność polityczna w naukach psychospołecznych zajmuje się zaś utwierdzaniem ofiary w przekonaniu, że nie miała nic wspólnego z aktem nadużycia wobec siebie.
A to jest zazwyczaj fałszywe założenie.

Oczywiście – dodam szybko, zanim dostanę w pysk – ten udział ofiary, to kuszenie losu nie jest celowe ani nawet świadome (za wyjątkiem zaburzeń osobowości, interpretowanych jako skłonności autodestrukcyjne per procura, znane też jako: kopnij mnie w dupę, bo własną nogą nie dosięgnę).

Ale czy to jest jakieś usprawiedliwienie, że ktoś nie jest świadom własnych zachowań?
Zresztą – czy aby na pewno nie jest?

Idąc tym tropem możemy pokusić się o całkiem inne sformułowanie: ofiara nie jest świadoma skutków swoich zachowań.
To wiele wyjaśnia, ale niczego nie usprawiedliwia.

Aby stać się świadomym, wystarczy stać się świadomym.
Wybudzić się nieco z letargicznego przywiązania do własnych poglądów-przekonań-pobożnych życzeń-wyobrażeń i tego całego mulistego śmietnika, który zastępuje realny obraz rzeczywistości.

Przyjrzyjmy się zatem nieszczęsnym (dorosłym metrykalnie) ofiarom oszustw, manipulacji i nadużyć. Ich wspólną cechą jest bezgraniczna ufność w to, że jeśli ktoś coś mówi, to mówi prawdę, a jeśli coś napisali, to tak jest.

Bez tej wiary nie byłoby możliwe robienie przekrętów nigeryjskich, przekrętów na wnuczka, wyłudzeń w ramach niesłychanie wysokiego oprocentowania lokat w banku z siedzibą w suterenie. Nie doszłyby do skutku transakcje znane jako piramidy finansowe. Bez tej wiary (zastąpionej na przykład odrobiną wiedzy) żaden nieszczęśnik nie dałby się nabrać na materializującą się przez telefon wysoką wygraną.
Zwłaszcza, że w nic nie grał.

Chciwość.
Naiwność i magiczne myślenie.

Oraz grzech śmiertelny głupców: strach przed zrobieniem z siebie głupca.

Zachęcam do kontemplacji ostatniego zdania, Ludziska. 
Zawarłam w nim wszystko, co chciałam dziś powiedzieć.
Reszta, to tylko os-dupki.

Ozdóbki, miało być…

6 komentarzy

  1. Nooo, żeby nie zrobić z siebie głupka to ludzie właśnie robią wszystko, żeby jednak na głupka wyjść.I skutecznie im się to udaje. Dlatego większość z nich można bez problemu nazwać ludźmi sukcesu. O tak!!!! Odnoszą prawdziwe sukcesy w sztuce kamuflażu. Dlatego wstają rano i na śniadanie obżerają się dietetycznymi płatkami ze złudzeń. Stają przed lustrem i nie chcą wcale spojrzeć w swoją zakłamaną durną gębę.Wiadomo, trudno spojrzeć prawdzie w oczy. Tylko kogo oni okłamują? Cóż sami siebie, bo tak lubią. Ludzie uwielbiają złudzenia, kochają oszustwa i w ogóle wszystko czego nie widać i co da się ukryć. To co już widać, co zobaczą inni nazywają grzecham. Tylko dlaczego? Bo tak łatwiej?

  2. A cholerę w bok, jeszcze czego, właśnie że interesują mnie chociażby ofiary dawane na tacę, i wobec tego, że pizgnęłaś w stół to nożyce idą w ruch. Pytam więc – dlaczego tym co się dzieje z pieniędzmi ofiarowanymi na tacę najbardziej troszczą się ci, którzy tam nie darowali ani grosiczka, hę?
    I cóż się to tak zapierasz przed dostaniem w… buzię? – ja Boga kocham choć co i rusz od niego w pysk dostaję. Widać to taka miłość bez wzajemności, może i ślepa ale uczciwa. Tak czy owak, do sądu na skargę nie pójdę. 🙂
    Niemanie (sic) racji nie robi jeszcze z człowieka głupka, naiwność też.

    Dorośli ludzie nie wierzą już w bajki; to cudowny świat dzieci do których dorośli już wstępu nie mają, di end, ful stop. Rozdziawione szeroko buzie, łezki w oczach, przyspieszony oddech czy zgoła strach. Te emocje są nam już zabrane bezpowrotnie, pozostaje chłodna ocena sytuacji.
    Tylko że są tacy, którzy ten erzac potrafią podstawić w puste już miejsce. Udaje się albo i nie.
    Realny obraz rzeczywistości często bywa szpetny, więc i nic dziwnego, że próbujemy go trochę uładzić.

  3. Ofiarowuję się, niezmiennie od lat, wszelkim brygadom budowlano-remontowym. Żaden sales czy inny komiwojażer w życiu tak mnie nie omotał, jak budowlańcy. Zaczyna się od potakującego kiwania głową–jasne, nie ma sprawy, to zajmie ze dwa dni, no, tydzień góra, i jeszcze damy rabat, nikt pani tak tanio nie zrobi, to prosta rzecz–i tak dalej. Potem zaczyna się kolejny etap ofiarowania. Patrząc mi prosto w oczy te wcielenia uczciwości przekonują, że nie da się, że mój pomysł jest świetny, ale ich świetniejszy, że zaoszczędzę kupę kasy i czasu. Efekt? Zabawa trwa dwa razy dłużej, kosztuje dwa razy tyle, kran nad wanną wbija mi się w plecy, bo tylko w ten sposób mógł zostać zainstalowany, instalacja c.o. wygląda, jakby zaprojektował ja sam Salvador Dali, bo nikt inny nie wzniósłby się na takie szczyty surrealizmu. A ja, obrabiana metoda małych kroczków i faktów dokonanych, ograbiona z pieniędzy, wymęczona przeciągającym się w czasie obcowaniem z panami z ekipy remontowo-budowlanej, przekonywana, że właściwie to robią mi uprzejmość, że ten wiecznie pijany czy skacowany kafelkarz i tak jest najlepszym fachowcem na rynku, bo „nie ma kim robić, proszę pani”–ja zgadzam się na wszystko. Nie, nie od razu. Nie w założeniu. Nie na początku. Ofiarowuję się etapami. Dla świętego spokoju, żeby nie wyjść na durnia, nie przyznać się, sama przed sobą, że trafiły mi się same budowlańcze zbuki. Żeby już się skończyło. Żebym nie musiała pogonić tych miłych panów, o których życiu osobistym wiem już wszystko, bo zostało mi to opowiedziane w trakcie niezliczonych przerw na kawkę (dwie kopiaste łyżeczki kawy, trzy łyżeczki cukru, koniecznie w kubku)–i przecież nie mogę pogonić kogoś, kto właśnie posyła córeczkę do pierwszej komunii.
    Każde tego rodzaju doświadczenie remontowe pozostawia mnie najpierw wyzutą z sił, ze słabym przeczuciem, że coś chyba jest nie tak, jak być miało, które to przeczucie przeradza się w dławiącą za gardło pewność, że oto, po raz kolejny, zostałam koncertowo wyruchana przez absolutnych profesjonalistów (choć nie w kwestiach remontowo-budowlanych). Odkrywam kolejne niedoróbki czy też twory fantazji własnej członków mojej ekipy. Na usta cisną mi się bluzgi, a przez mózg przebiegają scenki, w których ja, zamiast zgodzić się na wszystko, podnoszę głowę i ryczę jak lew, a panowie od mojego ryku robią się malutcy i drżący jak listki osiki i pokornie poprawiają to, co spieprzyli–szybko, sprawnie i nie za moje pieniądze.

    Tak, chyba najwięcej ofiarowań dokonałam w życiu w kontaktach z fachowcami. Bo uwierzyłam…A potem nie chciałam wyjść na głupka. Sama przed sobą przede wszystkim.

  4. Każdy kiedyś z nas stał się ofiarą… bał wyjść na głupka, albo po prostu z strachu przeciwstawienia się nie powiedział nic. No cóż czasami ze mną tak bywało… Mam nadzieję, że nigdy już nie będę Ofiarą…

  5. To niesamowite, że wypowiedzenie krótkiego zdania: pomyliłam się, zmieniam decyzję, jest trudniejsze niż trwanie przy złej decyzji i ponoszenie wszelkich konsekwencji, żeby nie wyjść na głupka:)
    A przecież tylko krowa zdania nie zmienia:)
    Obraz rzeczywistości bywa szpetny i staramy się go sobie uładzić, ale możemy to robić na dwa sposoby. Możemy udawać, że tej szpetoty nie widzimy tworząc iluzję, albo mając tego świadomość podejmujemy proste działania, by ją poprawić, zmienić, upiększyć:)

  6. A bo to jest ten rodzaj strachu, któremu bardzo łatwo ulec. Jest rodzajem ochrony, jak zresztą każdy strach.. tylko że łatwo przeradza się w odpowiednik paniki, czyli taki strach, który już tylko szkodzi.

    To się nakontemplatowałam:)
    Za trudne, dla mnie. O!

    A bo pewnie boję się zrobić z siebie głupka, i to jest znakomite wytłumaczenie:)

    Dla Doroty *).. felieton w komentarzu to jest to, co lubię:)

Leave a Reply