Nocną marą.
Są liczne dowody na to, że jeśli się komuś przyśnię, to zatrybi (zassie) mojego pecha.
Ja Was Ludzie uprzedzam: nigdy o mnie nie śnijcie.
Nie zasysajcie pecha, powiadam Wam.
Oto opowieść mojej najlepszej przyjaciółki, która znałam już wtedy, kiedy nosiła koszulę w mlecznych zębach. Ona wie o mnie wszystko, a mimo to mnie lubi. Nasza przyjaźń przetrwała 25 lat braku kontaktu. Przedstawiam Wam Romę, która twierdzi, że nie umie pisać.
Ja twierdzę, że wręcz przeciwnie.
A Wy?
O snach, pieniądzach i dziwnych sposobach spłaty długów
Śniłaś mi się ubiegłej nocy i widziałam Cię przez chwilkę, więc zrozumiałam, że coś
się prędzej czy później wydarzy.
Raczej prędzej.
Może nawet następnego dnia.
I stało się!

Było już dość późno prawie dziesiąta wieczorem .
Dziewczynki szykowały się do spania i nagle słyszę że zaczynają się kłócić:
– Oddaj mi, ty wredna małpo!
– Jesteś głupia!
– Sama jesteś głupia!
– Ty czarownico, powiem mamie!
Co one znowu wymyśliły? – zastanawiam się, ale jestem zmęczona. Mam ochotę zatkać uszy.
Wtem wpada Agnieszka, a minę ma dziwną jakąś:
– Mama, połknęłam pięć złotych.
Podrywam się na równe nogi:
– Idź natychmiast wyrzygaj!
– Nie mogę – i w płacz.
– Nie rycz, wyjdzie z drugiej strony – pocieszam ją (i siebie).
Ania też ryczy:
– Ona połknęła moje 5 zł i jak mi teraz oddaaaa…
Daję jej szybko piątaka żeby chociaż jedna przestała wyć.
Nic z tego:
– Ja już tego nie chceee i nie chcę żeby ona miała operacjeee
Mój mąż – blady – wrzeszczy na mnie:
– Zrób coś, zadzwoń gdzieś, przecież to duża moneta, wiesz jak kwasy działają na metal! – błyska mi w oczy wiedzą chemiczną.
Nie pamiętam jak działają, przynajmniej nie w tym momencie.
– Jedź do przychodni, nocna pomoc doraźna już czynna – staram się zachować resztki rozsądku.
Pojechali, wracają po godzinie, całkiem weseli.
Pytam: co jest?
– A, lekarka radziła jechać do szpitala bo ona to nic tu nie pomoże – opowiada mój mąż.
Pojechali więc.
W szpitalu trafili na wściekłą pielęgniarkę:
– A pan myśli, że co? Że ja tu wyjmę tę monetę i oddam panu?
– Mnie nie chodzi o pięć złotych, tylko żeby córce pomóc!
Widząc, że tatuś jest nieźle wkurzony, baba zawołała wreszcie lekarza.
A lekarz:
– Jak nie wyjdzie z drugiej strony przez cztery dni to proszę się
zgłosić.
No cóż, teraz już mi Agnieszka nie wmówi, że nie może połknąć tabletki!
I tyle razy mówiłam że by nie brały świństwa do ust i co to pomogło?
Jestem prawie siwa, a niedługo będę łysa.
autorką opowieści jest Roma, dzielna matka trojga dzieci, nie licząc męża.
Komentarz: Dorastające córki! Z nimi nie sposób się nudzić. Myślałam, że połykanie przedmiotów jest właściwością małych dzieci (zabawki) i sklerotycznych starców (sztuczne szczęki). A, jeszcze przemytnicy heroiny, oni też łykają jakieś świństwa.
A teraz, Kochani Ludzie zgadnijcie zakończenie tej historii.
Ja wiem, ale nie powiem.
P.S. Jeśli się komuś przyśnię, nich na wszelki wypadek spędzi następny dzień zabarykadowany z rodziną w piwnicy. Chociaż to pewnie niewiele pomoże…
dzieciaki łykają wszystko, ja natomiast czytałam o dziecku, które łykało gumy zamiast je po wyrzuciu wypluwać. Niezły i poważny bigos w żołądku.
Zakończenie tej historii, a może moneta wcale nie została połknięta?:)
hihihihih 🙂 no tak Dzieci zawsze coś wykombinują i nie ma granicy wiekowej, która by ich ograniczała 🙂
Pozdrawiam Buziaki :***
Aniu to nie są koszmary, tylko bardzo fajne sny i lubię je.Przez wiele lat ostrzegają mnie przed złymi wydarzeniami.
Budząc się rano wiem co mnie w tym dniu czeka i jestem czujna. Potem mówię sobie,a więc o to chodziło, ostrzegłaś mnie.
Co ma być to i tak będzie, piwnica może też się zawalić
Nie mamy wpływu na przeznaczenie.
Bazyliado ,moneta została połknięta,a obecnie mogę ją oprawić w ramki i powiesić połykaczce nad łóżkiem.
Mój mąż kocha suchą kiełbasę. Bardzo suchą. Pewnego dnia, przy próbie spożycia takiej skamieniałej wręcz kiełbaski trzasnął mu ząb i pękł na pół. W popłochu poleciał do dentysty. Wrócił roześmiany. Właściwie to chichoczący. Podejrzanie rozchichotany, co wzbudziło moje podejrzenia. Obstawiałam gaz rozweselający, bo pytany o powód głupkowatego śmiechu rżał jeszcze radośniej, nie będąc w stanie udzielić artykułowanej odpowiedzi. Po jakiejś półgodzince stęknął, że on już nie może, że przepona go boli i że chyba się już wyśmiał, więc mi opowie.
Otóż siedział, a właściwie leżał na fotelu, dla pociechy zaglądając pani dentystce w dekolt. Pani razem ze swoją asystentką dokonywała precyzyjnej operacji umieszczania jakiegoś sztyftu czy czegoś w tym rodzaju, na którym to sztyfcie miała odbudować ząb.
–Pan się teraz nie rusza i nie mówi–pouczyła pani asystentka.–Bo będziemy wkładać sztyfcik–A pamięta pani tego faceta, co to mu pani sztyft do gardła upuściła?–zagadnęła panią dentystkę.
Mój mąż, znajdujący się w pozycji nader niekomfortowej, z kłębami gazy i ssakiem w paszczy spojrzał przerażonym wzrokiem, tym razem nie w dekolt pani dentystki.W oczy jej spojrzał, szukając chyba dla siebie nadziei czy czego tam.
–Pamiętam, tego, co mu implant zakładałyśmy?–wesoło podjęła opowieść pani dentystka–Tak, jak teraz panu, właśnie przenosiłam do założenia taki sztyfcik tytanowy, no, i się wypsnął.
–Aggghughugha!–wygulgotał mój mąż, co miało oznaczać: „Proszę teraz uważać!” ( a może miało to znaczyć: „Proszę mnie wypuścić!”).
Pani asystentka zrozumiała, że mój mąż pyta o losy sztyfcika.
–No, a co pan myśli? Pewnie, że połknął. Niech pan leży spokojnie i się nie rusza, wie pan, ile taki sztyfcik kosztuje?
–Jego był jeszcze droższy, niż pana–objaśniła pani dentystka.
Gulgot zamarł mojemu mężowi na ustach.
–No droższy–przyznała pani asytentka–To posadziłyśmy gościa do pionu i pytamy, co teraz.
———zapytał spojrzeniem mój zmartwiały mąż.
–Zapytałyśmy, czy buli za drugi sztyfcik, czy czekamy cztery dni–wyjaśniła pani dentystka, machając mojemu mężowi przed oczami sztyfcikiem, trzymanym w jakichś szczypczykach.
–Pan się nie rusza teraz, bo pani doktor właśnie będzie wkładać sztyfcik, no, i żeby nie upuściła.Czego pan tak się trzęsie? To nie będzie bolało.
Mój mąż dygotał. No, bo ruszać się w tym krytycznym momencie nie mógł. Jak mi wyznał, czuł, że jeszcze chwila i dostanie konwulsji. Ze śmiechu. Bo wyobraził sobie sytuację kolesia, który połknął właśnie sztyfcik za ciężką kasę i wie, że ten sztyfcik jest w…no, w bezpiecznym miejscu.
–No, już wsadziłam panu sztyfcik na miejsce–oznajmiła wesoło pani dentystka.
–Ma pan szczęście–stwierdziła pani asytentka–ten facet stwierdził, że jednak poczeka cztery dni. I przyszedł ze sztyfcikiem. Się pan przestanie trząść, bo ssak mi wypada!
Mój mąż posłusznie przestał dygotać. Leżał potulnie nieruchomo i tylko strumienie łez płynęły mu z oczu. Bo wyobrażał sobie, jak koleś szuka tego sztyfcika…
Kiedy już pani dentystka sadystka i jej asystentka podniosły oparcie fotela, wyjęły ssak i kłęby gazy, mój mąż usiadł chwiejnie i słabym głosikiem stwierdził:
–To było podłe–opowiadać coś takiego przy człowieku, który nie może się śmiać–wypłukał paszczę i z ulgą zachichotał–A co się stało z tym sztyfcikiem?
–Jak to, co? Założyłyśmy. No, oczywiście najpierw wrzuciłyśmy razem z narzędziami do dezynfekowania–wyjaśniła pani asytentka–Wie pan, ile pieniędzy facet zaoszczędził?
To tak a propos połykania różnych rzeczy, czasem dość cennych 🙂
A wiesz Anula… jeśli ostrzegasz proroczymi snami to tylko dobrze :)) już tam czarownicy z siebie nie rób od razu 😉
A dzieci… niewątpliwie są po to żeby nam życie urozmaicać 😉 i nie ma co się dziwić ich dziwnym pomysłom… jakbyśmy to ich nie mieli… :))
A koleżanka Roma jednak ciekawie nam opisała sytuację, widzisz Aniu potrafi :)))
:)))))
Ja przepraszam, ale sztufcik jest bezkonkurencyjny!! :)))
ps. Anula, weź no zrób coś, żeby już po 24tym było, bo za dużo tej Twojej nieobecności się wszędzie panoszy..
ups! sztyfcik – to przez trzęsienie przepony 😉
Flamenco, jak się przepona trzęsie to ręce wpadają w rezonas:)
Było pytanie o zakończenie tej historii z monetą, ja nie zgadłam, bo została jednak połknięta:) To jakie to zakończenie?:)