Hi, my name is Pipidzidzi, how can I help?
– Hi, my name is Nowakowska, my number is…
– Are you ok Mrs Nukakoska?
– No, I am not ok! Where is my money?
– Oh, Mrs Naukosko, just give me a second!
W miejsce ciepłego głosu pojawia koncert Vivaldiego i trwa – pi razy pipidzidzi – dziewięćdziesiąt minut. Czasem Pipidzidzi włącza się na chwilę, zapewne sprawdzając, czy wciąż jestem tak głupia, żeby czekać. Mówi ciepłym głosem: sorry for keep you waiting.
I następuje Vivaldi.
W tym czasie słuchawka mojego telefonu rozładowuje się i zaczyna kolejno: pikać, charczeć, wyć, głuchnąć. To stary grat i nie wytrzymuje długo bez prądu, więc – po naładowaniu – zaczynam wszystko od początku.
Ludziska, pośmiejmy się trochę.
Przez łzy, bo płakać się chce.
Ale bardziej śmiać, choć nieco histerycznie.
He he he ha ha ha hi hi hi.
Oddech.
I jeszcze raz.
Are you ok?
Uwielbiam to pytanie, jest takie angielskie.
Wyobraźcie sobie: leży człowiek, krwią zalany, nie oddycha, a nawet już się rozkłada, bo leży tak już trzy dni i odpowiada na jedno angielskie pytanie: are you ok?
Prawidłowa odpowiedź brzmi: I am fine.
Lubię też pasjami inną angielską ekspresję, która brzmi: sorry for keep you waiting.
Ta fraza oznacza, że osoba bardzo chce pomóc i załatwić twoją sprawę, ale niebiosa sprzysięgły się, żebyś przymusowo słuchał Vivaldiego.
Słucham Vivaldiego osiem razy dziennie (sorry for keep you waiting) i – szczerze mówiąc – kaktus mi wyrośnie, jeśli z własnej woli kiedykolwiek posłucham Czterech pór roku.
Czekanie (sorry for keep you waiting) stało się dla mnie doświadczeniem wręcz mistycznym.
Przeżywam je głęboko, ponieważ muszę głęboko oddychać, kiedy ktoś keeps me waiting.
Z racji głębokiego oddychania dostaję czasem ostrego napadu głupawki (hiperwentylacja).
Później boli mnie ta.. no.. przepona, czy coś.
Tu w Anglii odbywam podróże w czasie, które mnie rozśmieszają aż do drgawek.

Oberwała się chmura trzy dni temu. Oberwała się kilka razy w ciągu godziny i zalało nam chałupy od strony ulicy. Studzienki ściekowe padły zemdlone i tryskały z nich fontanny ku górze (fontanny gówna jakby). Ze zlewu a nawet z umywalki na piętrze i z kibla wydostawała się woda wbrew grawitacji. Bardzo nas to zmartwiło, więc pognałam do administracji po pomoc.
– Zalewa nas ! – wrzasnęłam teatralnie, dla większego efektu unosząc ręce.
– Już zgłaszam – odpowiedziała przejęta do głębi Vanessa. – Ktoś się pojawi very soon.
Dziś rano obudziło mnie walenie do drzwi.
Brzmiało naprawdę dramatycznie, więc bez ociągania spełzłam na dół.
– Hi love, przyjechaliśmy do zalania – dwóch dziarskich i barczystych wojowników w czerwonych koszulkach firmowych przybyło walczyć z powodzią błota.
Aż miło było na nich popatrzeć, Ludziska.
I jaki sprzęt! Jak do katastrofy tylko bardziej.
Wyekwipowani.
Żal mi się zrobiło, że nie poczekaliśmy tych trzech dni, żeby zobaczyć ich przy pracy. Kłopot w tym, że woda wsiąkła w glebę a resztę sami posprzątaliśmy.
To samo zrobili sąsiedzi.
Żeby nie odjechać z niczym chłopaki pokręcili się po podjeździe w poszukiwaniu studzienki.
Nie znaleźli, bo akurat stał na niej mój samochód.
Zdarza się, jak mawiał Kurt Vonnegut.
Ale co to jest trzy dni, wobec innej podróży w czasie?
Sami zobaczcie:
Miss Nowakowska
I have spoken to Beryl ()and Mrs R. case will be subject to discussion with our Manager within the next seven years and Beryl will be in touch after that with any further information
Judith
Choice Based Lettings Officer
Direct Line 01744 636363
To jest odpowiedź, którą dostałam na zapytanie: co ma zrobić matka z trojgiem dzieci, która za kilka dni będzie bezdomna, bo wyrzucono ją z mieszkania?
Od pewnego czasu – cóż, od kwietnia, Ludzie – staram się pomóc tej dziewczynie znaleźć dach nad głową.
No, ja wiem, że to jest pomyłka, pewnie chciano napisać seven days, ale wyszło, co wyszło.
I ja dostałam ataku śmiechu, bo ta pomyłka oddaje cały groteskowy klimat, w którym żyję.
Klimat przykro nam, że każemy ci czekać.
Odpisałam grzecznie:
Doceniam poświęcenie i tempo pracy waszej instytucji, ale obawiam się, że za siedem lat Pani R. będzie potrzebowała miejsca w domu wariatów, a nie domu komunalnego. O ile dożyje, bo zimy macie dość ostre, anyway.
A co? Może nie?
Z racji znajomości języka i realiów często pomagam ludziom wyplątać się z różnych opałów.
Szczęśliwi, którzy nie muszą taplać się w odmętach biurokracji.
Ale jedno Wam powiem, Ludziska: nie znoszę Vivaldiego, codziennie bardziej i bardziej.
Przy okazji, dziękuję Wam za nadsyłanie tekstów i wszelkich form twórczości. W każdy łikend będę publikować coś Waszego.
Mam trochę spraw swoich i cudzych na głowie a na dodatek zaczęłam chodzić do szkoły, więc nie starcza mi czasu na przyjemności. Czyli na pisanie i prowadzenie tej stronki.
Ale to nie oznacza, że się lenię.
Zdam egzamin 24 lipca i wracam do pisania.
Nadsyłajcie Twórczość i twórczość.
Salut!
powiem krótko fak! miałam w telefonie pijane dla Elizy, nikt nigdy mnie tak nie wkurzył żebym musiała użyć tego dźwięki przeciwko niemu 😉
powodzenia! trzymam kciuki za egazmin
miej się milej Aniu :))
Czy wiesz, że nie jesteśmy pierwszym pokoleniem, które zmaga się z biurokracją. czy wiesz,że wszyscy nasi przodkowie zmagali się z tym problemem i padali ofiarą biurokracji. Ciekawe ile czasu zajmowało w starożytności wypisanie jakiegoś zaświadczenia pismem klinowym na glinianej tabliczce, przecież wtedy urzędnik musiał najpierw urobić sobie trochę gliny i jak wyglądało archiwum? Do granic absurdu biurokrację rozwinęli starożytni Egipcjanie, zapisywali wszystko,nawet jaki robotnik ile czasu pracował, jakim narzędziem i ile czasu poświęcił na jego ostrzenie. My mamy dziś komputery’ telefony,a i tak mamy problemy. Kiedy wrócisz na łono ojczyzny będziesz miała dużą wprawę w słuchaniu koncertów przez telefon, bo nasi urzędnicy sypko przyswajają zachodnie standardy.U nas też już często w słuchawce słyszymy „CZTERY ZMORY W MROKU”.
Darek, ile czasu w starożytnosci? Asterixa nie czytałes? Tam jest prosty przepis jak łamać biurokrację;)
Aniu, Tobie zazdroszczę uporu w walce z tą wielogłową hydrą:)
Jeszcze sprawa zdjęcia, jakby był jakis konkurs to ja stawiam na Mamuta:)
Aniu Droga :))) Biurokracja to jest cholerny Szatan naszych czasów, praca nie wiadomo co przynosząca, no bo jak ją efektywnie wykazać.
Podziwiam Cię za energię :)))) jesteś Twarda Kobita ;)))))))
Ślę Gorące Uściski „:))) Powodzenia w zdaniu egzaminu :))
Bazyliado znam ten kawałek o załatwianiu formularza przez Asteriksa, naprawdę przebojowy, ach gdyby można było tak w prawdziwym życiu, to świat byłby o wiele piękniejszy.Szkoda, że to tylko piękna bajka,a my musimy żyć w prawdziwym świecie.
Pozdrawiam D.