Jak zapowiadałam kilka dni temu, raz na jakiś czas będę udostępniać przestrzeń blogową moim przyjaciołom, którzy mają coś do powiedzenia/opowiedzenia/zakomunikowania/zauroczenia czytających czymś własnym.
Nie dajcie się prosić, Ludziska.
Pisanie jest łatwe.
Trzeba tylko usiąść i wyobrazić sobie, że chcemy coś powiedzieć gronu życzliwych przyjaciół. Koniecznie: życzliwych przyjaciół.
Jeśli będziecie w czasie pisania myśleć o krytykach (czyli o większości populacji na świecie), to dostaniecie dupościsku i napiszecie wypracowanie a nie gawędę, opowieść czy poezję.
Mamy setki możliwych środków wyrazu, ale jedno zalecenie jest uniwersalne i to ono kreuje artystę pióra i odróżnia go od reszty: artysta się nie boi, że się ośmieszy, ponieważ potrafi śmiać się z siebie.
Dziś przedstawiam Wam Bazyliadę.
Napisała dla Was taką oto humoreskę z morałem:
Zdarzyło się pewnego razu, że dostałam zaproszenie na komunię.
Wiadomo, będzie masa ludzi – tych znanych i mniej znanych. Będą się gapić.
Trzeba jakoś wyglądać!
Na długo przed wyjazdem przeglądałam tysiąc razy moją szafę i zawartą w niej garderobę, aby wybrać coś nowego. Nowe powinno wyróżniać się całkowitym nieopatrzeniem, wiecie jakie to ważne dla kobiety, żeby nikt jej wcześniej w tym stroju nie widział!
Pod lupę wzięłam dwie nieopatrzone sukienki.
W dniu przymierzania zdjęłam je z wieszaka i poszłam do łazienki, ponieważ tylko tam mam: dobre światło i lustra, żeby się dokładnie obejrzeć.
Sukienka pierwsza miała długi suwak z tyłu i właściwie przydałaby się jakaś pomocna ręka do zasuwania, ale jestem dzielna, czytaj: mam długie ręce, i dałam sobie radę. Obejrzałam się ze wszystkich stron żałując, że nie widzę całości z butami. Cóż, nieźle, całkiem ładnie.
Ale była jeszcze jedna sukienka, szczerze mówiąc ładniejsza.
Zaczęłam ją zakładać z błogim uśmiechem, ale…
Ta sukienka ma z tyłu sznurowanie przypominające gorset. Sznurówka jest śliska i długa, wiązana na kokardkę na końcu.
Uznałam, że najlepiej będzie założyć ją przez głowę. Uśmiech zniknął mi natychmiast po utknięciu w połowie drogi. Ups!
Lekko zdenerwowana ściągnęłam ją z siebie i uznałam, że ją zajdę z mańki i włożę metodą oddolną, czyli przez nogi. Uważając się za niezwykle sprytną rozwiązałam sznurówkę i zaczęłam operację nogi-biodra-reszta świata. Utknęło na stacji biodra. Ups!
Zaklęłam szpetnie i nerwowo zaczęłam oglądać tył sukienki. Wtedy właśnie odkryłam suwak pod wiązaniami, a kuku!
Rozsunęłam go z satysfakcją i przystąpiłam do ponownej próby. Przeszło gładko a ja – jakże szczęśliwa – sięgnęłam do tyłu po sznurówki.
I…w tym momencie przestałam być szczęśliwa a nawet zadowolona, bo sznurówki wylazły po chamsku ze wszystkich pętelek. Wyobraźcie sobie wciśnięcie ich na swoje miejsca z rękami do tyłu i na ślepo!
Zdjęłam sukienkę, zasznurowałam gorsecik i sprytnie zrobiłam supełek na samym końcu, żeby wolne końce były jak najdłuższe.
Podjęłam następną próbę i utknęłam, ponieważ okazało się, że od dołu można sukienkę założyć, owszem, ale… tylko rozsznurowaną.
Dotarło do mnie, że potrzebuję wykwalifikowanej asysty w tym przedsięwzięciu, a ja przecież postanowiłam być twarda i samodzielna.
W nędznym humorze, jeszcze raz założyłam suknię przez głowę. Kiedy wreszcie wszystko wydawało się być na miejscu, przystąpiłam do sznurowania. Właściwie jest to całkiem proste – ucieszyłam się – wystarczy umiejętnie pociągnąć za końcówki sznurówek.
Pociągnęłam, poczułam, że wszystko znalazło się na miejscu i zaczęłam oglądać swoje szczęście w lustrach.
A tam, z tyłu…
Otóż sukienka ma zakładkę, czyli kawałek materiału maskujący gołe plecy za miejscem sznurowania. Coś jak język w bucie, tylko z lewej na prawą.
I tu niestety moja samodzielność padła plackiem i leży do dzisiaj. Nijak nie mogłam wykręcić rąk aby ten kawałek materiału ułożyć, nie pomogły ani gromy, ani pierony, ani nic innego.
Dlatego ta ładniejsza sukienka wylądowała w szafie i nie pojechała ze mną na komunię. Bo ja życzę sobie być samodzielna, kiedy zakładam piękną suknię.
Doszedł mi tym samym nowy punkt w spisie, czym kierować się podczas zakupu sukienki: ma dać się założyć bez fachowej pomocy.
Autorka: Bazyliada
Komentarz:
Hej, zgadzam się z morałem!
Pomyślcie, co to za przyjemność, prosić męża (albo sąsiada) o zapinanie szałowej kiecki na plecach.
A gdzie efekt: TaDa!!!! Popatrz jaka jestem śliczna!!!, no gdzie?
Ten moment, kiedy wychodzimy ubrane i promiennie piękne? Gdzie to osłupienie faceta w zachwycie, gdzie pożądliwie rozdziawione, sapiące męskie usta?
Jeśli przed chwilą ktoś widział nas w tak…no… saute?
To po co w ogóle się ubierać?
Bazyliado, urzekłaś mnie opisem swoich zmagań. Widzę Cię miotającą się w łazience, kręcącą dookoła, żeby zobaczyć, co do cholery jest grane. Wprost słyszę Twoje mamrotanie pod nosem i nawet domyślam się, co tam mamroczesz.
Serdeczności i dziękuję
Ania
buahahaha :))
no i jak tu przy Was dać się całkowicie ponieść złemu nastrojowi 😉 się nie da! i już!
przyznaję Wam absolutną racje, że czasem trudno być kobietą 😉 (swoją drogą to ciekawe czy to nie przypadkiem facet wymyślił złośliwie te sznurówy? ;))
efektu tadam nie zrobicie ubrane kompletnie… ale może wystarczy popatrzeć inaczej… i taką kieckę niby, że ubierać wtedy kiedy on przyjdzie, żeby niby miał pomóc a w efekcie się jej pozbył..?
będzie wtedy cel osiągnięty właściwą bielizną 😉
pozdrawiam :))
Piękne! Piękne! Jedno tylko mnie zastanawia–jak Ty tę kieckę nabyłaś? Bez mierzenia? To by dopiero było, te akrobacje w przymierzalni w sklepie!
Za czasów gorsetu mężowie byli wykorzystywani do pomocy w zaciąganiu sznurówek. I był sposób na to, żeby nie oglądali przy tej pomocy chłopskich swoich żon–końce sznurówki były przekładane przez dziurki od klucza, chłop ciągnął, co sił, nie widząc tego, co nie było przeznaczone dla jego oczu. Ale i tak zawiązać ostatecznie kobieta musiała sama–choć nie jestem pewna, czy nie z pomocą panny służącej. Pan mąż miał tylko dociągnąć. Wniosek: panny służące przydałyby się i w dzisiejszych czasach.
pomocy CHŁOPSKIEJ miało być 🙂
Doroto, masz całkowitą rację! Sukienkę nabyłam gdyż mnie zaćmiło a byłam z przyjaciółmi. Pani sklepowa też była niezwykle uprzejma i pomagała. Widzisz teraz wiem, że jak się widzi cos ładnego, czyli ciuch;), gubi się zdrowy rozsądek. Szczególnie oglądając się w lustrze z maslanym usmiechem na twarzy pod wpływem pochwał asysty. Aha, mojego chłopa przy tym nie było czyli element zaskoczenia teoretycznie miałam w zasięgu ręki. Teoretycznie jak widać:) Uważajcie dziewczyny nie dajcie się zwariować ładnym nieporęcznym ciuchom:)
Pokojówka dobra rzecz, pomyslę;)
No to ja będę w opozycji ;P
Nie pogardzię żadną pomocą – męską w szczególności!
I to łakome spojrzenie znad moich ramion na układające się w sukni.. te no.. zgrywające się z nią duuuuże zielone oczy, o! ;)))
Mogę mieć pewność, że TEN konkretny wzrok wodzi – na pokuszenie – za mną (a jak TEN, to i nie tylko TEN, bo wiadomo, że unoszenie się nad ziemią mam prężnie zapewnione po przejrzeniu się w TEGO wzroku zwierciadle ;)), nie za sukienką!
..a i o ochoczą pomoc w zdejmowaniu mogę być spokojna.. chociaż spokój, to niekoniecznie TO słowo, które widziałabym na miejscu odczuwanym 😀
Serdeczności! 🙂
Ostrzeżenie praktyczne:
Paniom w sklepie bardzo zależy, aby sprzedać – czemu nie ma co się dziwić, w sumie. Panie w sklepie gotowe są więc do daleko idącej pomocy w zamaślaniu oczu delikwentki, wzmacnianej bagatelizowaniem trudności, gdyby te oczy jednak odrobinę się odmaśliły.
Asyście ufać nie należy, asysta może mieć cele poboczne, jak choćby ten, żeby uzależnić od się delikwentkę:)
Zdanie własne:
Na mężczyznach efekt TADAM w sukni nie robi specjalnego wrażenia, czego najlepszym dowodem, że mało który zauważa nowy ciuch w ogóle, co jest przez wiele kobiet skrzętnie wykorzystywane.
Mężczyźnie trzeba ZWRÓCIĆ uwagę, że w danej sukni wyglądamy TADAM, a łącząc przyjemne z pożytecznym, można udać bezbronną i potrzebującą pomocy, czyli wdzięcząc się słodko i ukazując NIECHCĄCY to i owo, jak najmniej, rzecz jasna, pozwolić łaskawie pozapinać, posznurować i co tam trzeba. On widząc nieco pod suknią, marząc o więcej, nabiera przekonania, że to suknia piękna – a to pozwoli kupić drugą. W końcu że my piękne, to już zostało ustalone.
Dodatkowo osiągamy efekt znęcania się… tfu, wzmacniania pożądania oczywiście, skoro on tylko o odpinaniu, odsznurowaniu i zerwaniu marzy.
Zakochane do szaleństwa rozpoczynają tym grę wstępną, która zawsze dla nas za krótka:)…te ręce, co się rwą, te oczy, co się snują i wdzierają, te myśli.. o myślach to już nie, moderacja wszak…a my wciąż niedostępne, wciąż w tym gorsecie… króliczka wszak tylko gonić warto, a nie złapać:)
A, i nie zapominajmy, że króliczkiem się trzeba dać zaopiekować. Feminizm jest be!
Rady wasze sa bezcenne wprost drogie panie:)
Dam sobie drugą szansę i zażądam asysty zobaczymy czy scenariusz z uwodzeniem tym co tu i tam;) wypali:)