Sąsiedzki język ciała

Wróciłam przedwczoraj z urzędu, nie załatwiwszy niczego w kwestii umorzenia mojego mandatu.
Zła.
Zła
Zła, wrrr.

Powiewając papierzyskami poszłam zamknąć bramę. Akurat sąsiadka stała przy swojej, gapiąc się na inną sąsiadkę, która gapiła się na jeszcze inną sąsiadkę, która… cośtamrobiła.
U nas na zadupiu gapienie się jest popularną rozrywką sąsiedzką.
Też lubię.

Machnęłam w stronę Julie pęczkiem papierów:
– Dostałam mandat!
Rzuciła się do mnie drapieżnie, bo kiedy się coś dzieje, robi się ciekawiej. My tu lubimy, jak się coś dzieje.

(Kiedy ostatnio antynarkotykowi wywalali łomem drzwi u Julie i Tony’ego, to cała wiocha zwisała przy bramach aż do późnego popołudnia. Pisałam o tym kiedyś, Ludzie.)

– Pokaż – zażądała Julie. – Co ci zrobili te fucking bastards?
Zaczynam więc opowiadać  z emfazą, a Julie wydaje z siebie straszne dźwięki, świadczące o empatii.
– Come on girls! – woła do sąsiadek, co to stoją i się gapią.

Podchodzą chętnie i szybko, a z domu wychodzi córka Julie z niemowlęciem Aronem i małą Chloe u nogi. Dołącza też Tony w gatkach i pies Paula. Paul nie dołącza, bo stoi na dachu i montuje antenę satelitarną. Ale wyciąga ucho, żeby nie uronić wiadomości sąsiedzkich.
Stoimy na pozycjach dyskusyjnych: ja opowiadam tę swoją historię – od przyłapania na jeździe bez MOT, aż po bieżące kłopoty z grożącym sądem.
– Bastards! – co chwila któraś wybucha, nie wytrzymując napięcia.
– Fucking bastards – potwierdza chór.
– Fucking big brother – intonuje Julie.
– Big brother – podchwytuje chór.
– Fucking big brother everywhere – woła Paul z dachu.
– Hau, hau errr – włącza się Paula pies.
Tony chce coś dodać, ale akurat łapie go atak papierosowego kaszlu. Co on wciąga, na miłość Prezesa?

Czułam się jak gwiazda, Ludzie.
Tyle sąsiedzkiego wsparcia!

Kiedy trzy lata temu wprowadzałam się do tego domu, właścicielka poprzedniego ostrzegała mnie tymi słowy:
– Każdy na New Street ma criminal record! Zobaczysz! Zabiją cię tam.
Kumacie?
Teraz ja też będę miała rekord. Kryminalny. Czyli kartotekę.
Jestem swojaczka, Ludzie.

Show dobiegł końca, wracam do domu.
Tu rzuca się na mnie Krzysiek:
– Czemu one na ciebie napadły?
– Co?
– Groziły ci, widziałem.
– Że jak?
– Rozczapierzały palce i groziły ci!

O rety, no!
Z jego pozycji w oknie to mogło tak wyglądać, przyznaję.
– To czemu nie rzuciłeś się z pomocą?
– Ich było więcej, nie miałem szans.
– Aśśś ty durny jakiś
– wyjaśniam serdecznie. – One robiły gestykulację ekspresywną. Pozytywnie empatyczną. Nie jarzysz języka ciała, facet.

Ten przerażający gest, to cudzysłów, Ludzie.
Przepis: rozczapierzone palce wskazujący i środkowy, lekko zgięte w stawach, ręce uniesione na wysokość głowy. Lekko zginać i prostować paluszki.
Gotowe.
Cudzysłów do pojęcia big brother, a nie żaden napad.
Nawet Paul na dachu odłożył obcęgi, żeby wzmocnić ekspresję gestem.

Od wczoraj nawet dalsi sąsiedzi wołają do mnie hi, a pies Paula przestał odlewać się na mój samochód.
Jestem swojaczka, laska z New Street z kartoteką, cudzysłów.

Buźka, Ludzie

10 komentarzy

  1. No wiem, że w sumie Ci nie do śmiechu, ale z drugiej strony…Z drugiej to ja czytając opowieść o sąsiedzkim wsparciu rechotałam coraz to bardziej. I jeszcze rżę wesoło 🙂 Świetnie napisane! Pozdrów sąsiadów!

  2. No ludzie!!! Z kim ja się zadaję??? A cudzysłów to ja też tak robię, ale myślałem, że to ja tak sobie wymyśliłem – oryginalnie. Kurcze, przez Ciebie znowu nie jestem wynalazcą. Zawsze ktoś mnie musi „sprowadzić na ziemię”.
    Jak wylądujesz w kryminale, na dwadzieścia parę godzin za mandat, to już Ci nasza pomoc chyba nie będzie potrzebna z fajkami, bo oni to chyba solidarność mają jakąś „swoją”. To znaczy podrzucić coś pod celę…

  3. hehehe :)) czyli są i jakieś plusy sytuacji 😉
    słonecznego popołudnia Aniu 🙂 będzie dobrze
    ściskam serdecznie

  4. No to ja interesowna będę – za ile można i do czego wynająć kryminalistkę z kartoteką cudzysłów ? Zabijanie śmiechem widać gołym okiem, ale inne facherskie umiejętności nie są mi jeszcze znane 😉

    Buźka! 🙂

  5. Zajebista laska z Ciebie, ale jeden minus: ten krykieciarski kundel nie mógł mówić HAU – one tam łof łof gadają czy jakoś…
    wiem, bo pytałam kiedyś. O 🙂

  6. No to dostałaś się wreszcie do tego elitarnego klubu. Ala pamiętaj.
    Nigdy nie ufaj kumpelom z, którymi nie bawiłaś się w jednej piaskownicy.

  7. Ama, bo ten kundel, to pewno tez z Polski wyjechał. A jhak wiesz, niektórzy tam z językem na bakier są, chociaż latami siedzą:))) To łof, łof, to angielskie kundle, niemieckie bau, bau. A koty „zachodnie” to mau, mau. Ja mam takiego kota-znajdka, też chyba zza granicy, bo do dziś nic nie kuma. Tylko miau, miau, się nauczył. A jak mu mówię, że jeść nie ma, to… nie kuma, po Polsku, cholera. Chińczyk jakiś, albo inny indianin:)))

  8. He, he, Andy to zjedz go z curry, będziesz miał chińszczyznę za darmo 😉

  9. Ama:)
    Nie mogę jej zjeść (to dziewczynka jest), bo ją, cholera kocham jakoś tak. Ona o tym wie doskonale i wodzi mnie za nos, że koniec świata. No cóż, miłość jest ślepa przecież a a cholera jest dobrze wyszkolona w tym temacie:)))

Leave a Reply