News, Felieton

Bez sensu

Domysły, że porwali mnie obcy w odwecie za publikowanie kompromitujących zdjęć z kosmosu są chybione.

A szkoda.
Wolałabym teraz bujać się na jakimś Obłoku Magellana i snuć się po przestworzach jako sympatyczna antymateria.

Tymczasem jest akurat przeciwnie.
Mój wszechświat skurczył się gwałtownie do jednego centymetra kwadratowego i stał się ciasnym więzieniem.

Takie więzienie nazywa się ból i jego główną cechą jest to, że boli.
Już siódmy dzień.
Dzień siódmy, Ludzie.

Boli przy stukaniu w klawiaturę, chodzeniu, mówieniu i innych – pozornie oczywistych – czynnościach.
Dlatego nie stukam, nie mówię, nie chodzę i nie robię innych – pozornie oczywistych – rzeczy.
W zamian studiuję ból i jego odmiany.
Będę mogła w przyszłości napisać dysertację na ten temat.

A także na temat:  jak zdechnąć uprzejmie, nie zawracając głowy służbie zdrowia NHS w czasie Bank Holiday i ogólnie w maju.
Za karę za potraktowanie mnie jak intruza, zakłócającego błogi wypoczynek w słońcu, Prezes zesłał na północną Anglię deszcz i wichury.
Ogłaszam koniec holideja.

W ramach poprawiania wizerunku lekarza  we własnych oczach obejrzałam sobie film Patch Adams. Oparty na faktach.
Cool!
Kłopot w tym, że Patch jest w Ameryce a ja tutaj.

Na dodatek:
Doktor House
poszedł na odwyk i chwilowo nie przyjmuje.

Natomiast:
Doktor Audrey O. jest nacjonalistką i zamiast mnie zbadać pytała, po cholerę przyjechałam do tego kraju. I dlaczego jeszcze nie wyjechałam do mojego kraju.
Piętnaście pytań, każde z kategorii: a co ty tu robisz w tym kraju?
Zamiast wizyty lekarskiej odbyłam rozmowę z immigration control.

Zaczynam myśleć o swoim życiu w kategoriach paranoi.
Bo:
Jeżeli jakiś – dajmy na to – lek powoduje różne objawy uboczne u części pacjentów, to u mnie spowoduje wszystkie i jeszcze doda nowe, dotąd nieznane.
Jeżeli gdzieś żyje jakiś rasista, nacjonalista lub zwykły cham – to ja go z pewnością spotkam na swojej drodze.
Jeżeli coś może się opóźnić, zaginąć, wywołać serię pomyłek – to mnie się to przytrafi.

Zabawne.
Chyba.
Albo i nie.

W końcu kiedyś – w ten czy inny sposób – przestanie mnie boleć.
Wtedy wrócę do – pozornie oczywistej – czynności pisania.
Tyle się wydarza, tyle mam do powiedzenia, że ho ho.
A jeszcze Dziunia.

Ale chwilowo stragan z literkami jest nieczynny.
Ciąg dalszy – w ten czy inny sposób – nastąpi.

Salut, Ludziska

Ania

5 komentarzy

  1. oj Anula! trzymaj się ciepło i nie daj się! dziękuje, że mimo wszystko miałaś ochotę zdobyć się na słowa, bo też byłam w kręgu martwiących się o Ciebie i zadających sobie pytanie: cholera! co jest? mam nadzieję, że wszystko u Niej w porządku…
    Nie nachodzę, póki co grzecznie zaczekam… pozdrawiam i życzę poprawy całej tej dziwnej sytuacji. Będzie dobrze Aniu! :*

  2. Zdrowia… Życzę!!! Martwiłam się i myślałam…. oby przestało boleć… Ślę gorące Uściski !!

  3. Zdrówka i zdrówka i jeszcze raz zdrówka:* Trzymaj się cieplutko:*

  4. Mówisz ,że wolałabyś być porwana i bujać się w Obłoku Magellana , z twoim szczęściem trafiłabyś do kosmicznego baru jako danie egzotyczne .

  5. hmmm… Tęsknię, a dziś już pierwszy czerwca… A Ciebie to chyba naprawdę wsysło:( Czarna dziura?

Leave a Reply