Obudził się z ukłuciem niepokoju. Wieczorem opuścił żaluzje i pokój tonął w ciemnościach. Nie od razu zorientował się, że wibrujący dźwięk, to dalszy ciąg wczorajszego prucia ścian. Ekipa niechlujnych, hałaśliwych, kopcących „Popularne” hydraulików stawiła się do pracy.
Musiała być co najmniej ósma. A to znaczy, że w kranie nie ma już wody. A to z kolei znaczy, że Gracz nie weźmie porannego prysznica i już wczesnym popołudniem będzie pachniał nieświeżo. Właśnie dziś!
– …mać -westchnął i poczłapał opróżnić przepełniony pęcherz.
Pierwsze sikanie będzie bolesne jak diabli.
Zwykle budził się w nocy co najmniej raz i w półśnie wędrował do toalety starając się dośnić do końca jakąś sekwencję (sny Gracza były kolorowe i fabularne, czasem sprawiały wrażenie kontynuacji snu z poprzedniej nocy).
Wczoraj jednak musiał zażyć środek nasenny. W apteczce znalazł listek Chlorazepiny, chyba jeszcze z czasów Marianny. W ostatnim okresie ich małżeństwa brała nieprawdopodobną ilość różnych tabletek, twierdząc, że on, Gracz ma z tym coś wspólnego. Nie dość uważnie jej słuchał, więc nigdy nie udało mu się pojąć, co mogła mieć na myśli. W każdym razie tabletki okazały się skuteczne a zażycie dwóch było najwyraźniej sporym błędem – ogłupiały zegar biologiczny zawiódł .
Nieogolony, z metalicznym posmakiem w ustach, myślał o czekających go dziś wydarzeniach bez oczekiwanego entuzjazmu. Usiłował przywołać w pamięci euforię, którą odczuwał od chwili ogłoszenia wyniku, ale jego emocje pozostawały letnie i nieruchome jak zimna owsianka. Najwidoczniej tabletki Marianny miały jakieś działania uboczne.
Gracz odkrył resztki wody w elektrycznym czajniku i to na dobre wyprowadziło go z równowagi. Nie napełnił dzbanka wieczorem, jak to miał w zwyczaju i teraz miał wybór: poranna kawa (święty rytuał), mycie zębów (ryzyko nieświeżego oddechu przy wręczaniu nagrody) albo próba ogolenia się (podrapie policzki panienki witającej go z kwiatami, bo witać go będą na pewno).
Na ten dzień Gracz czekał od lat co najmniej dziesięciu, tysiące razy przeżywał go w wyobraźni a teraz ogarniało go coraz większe rozdrażnienie, które lada moment mogło przerodzić się w gniew.
Do tego nie mógł dopuścić, ponieważ zupełnie nie potrafił kontrolować własnej złości. Wzbierała nagle, jak tornado i (choć jego terapeuta twierdził, że Gracz po prostu za mało nad sobą pracuje) porywała jego umysł w wielką wirówkę.
Po takim ataku dochodził do siebie dość szybko, ale nigdy nie mógł się przewidzieć, jakie szkody powstaną tym razem.
Od pewnego czasu, prawdę mówiąc od tego incydentu z Marianną, Gracz odwiedza terapeutę w Ośrodku dla sprawców przemocy. Nie, nie z własnej woli ale sędzia się uparł, że zawiesi karę tylko pod tym warunkiem.
Właściwie nie były to wizyty przykre, a wręcz atrakcyjne dla takiego odludka jak Gracz. Psycholog, Pakistańczyk osiadły w Polsce od dwudziestu lat, nadal niemiłosiernie kaleczył język. Niezmiennie zwracał się do Gracza używając żeńskiego rodzaju, ale okazywał mu prawdziwą życzliwość i sympatię.
Kiedy Gracz opowiedział mu tę historię z nakrętką, wyraźnie wyczuwał zrozumienie i wsparcie (choć oczywiście Saldem nie mógł wyrazić tego wprost).
– Muszysz sze Mychał bardzo starała kontrolowacz złoszcz – powtarzał na każdej sesji – ja czy osobiszcze współczuje ale wyrok za bicie żony miałasz i uważaj na szebie teraz.
Wspomnienie piwnicznego chłodu sali sądowej i wieloznacznych spojrzeń sędziego (politowanie / zdumienie / lekka odraza), działało na Gracza jak lodowaty prysznic. Szybko przywołał się do porządku i od razu znalazł rozwiązanie – wodę można kupić w sklepie i użyć mineralnej do kawy, golenia i mycia zębów. Trudno, obejdzie się bez prysznica. Saldem ma rację kiedy powtarza:
– Nie wszczekaj sze Mychał, szukaj rozwiązania a nie guza.
I proszę bardzo, wystarczy zapanować nad emocjami a wszystko zaczyna się układać.
Po goleniu i porannej kawie Gracz poczuł wreszcie miły dreszczyk oczekiwania. Przeczytał gdzieś, że oczekiwanie na przyjemność jest więcej warte niż jej przeżywanie. W tej chwili gotów był zgodzić się z tym.
Za kilka godzin będzie po wszystkim, zgasną reflektory, zatrzymają się kamery (bo na pewno będą to filmować), gra będzie naprawdę skończona, nagrody rozdane.
Szkoda, że Marianna tego nie zobaczy, triumf byłby pełniejszy. Jej nieustające zrzędzenie zawsze doprowadzało go do wściekłości, ale kiedy wyrzuciła tę nakrętkę z ostatnim brakującym numerem konkursowym omal jej nie zabił. Był pewien, że wycieczkę do Ameryki Południowej ma już w garści a ta krowa….
Złamany nożyk do zdrapek to też pewnie jej robota. I zagubiony skrypt z systemami totalizatora, za który zapłacił ciężkie pieniądze.
Zwykle starał się o tym nie myśleć, ale dziś jest wyjątkowy dzień. Jest zwycięzcą w konkursie na hasło reklamujące proszek do prania. Główna nagroda, na razie niespodzianka, jest dla niego.
” Zwykły proszek, niezwykły efekt „- brzmi slogan wymyślony przez Gracza. Nie spodziewał się takiego sukcesu, liczył jednak na wyróżnienie. Dlatego nie zdziwił go telegram zapraszający na dzisiejszą uroczystość.
Laureat, hmm… – Gracz z zadowoleniem ocenił w lustrze swój wygląd. Nawet niezbyt starannie ogolony wyglądał zwycięsko i efektownie.
Przećwiczył leciutki cyniczny uśmiech a la Boguś Linda, żadnego szczerzenia zębów, tylko krótki męski grymas sugerujący siłę i pewność siebie.
Od dziesięciu lat Gracz wypełniał wszelkie kupony, zbierał kapsle, kody kreskowe, etykiety. Dzień zaczynał, od sprawdzenia, czy jakaś gazeta ogłasza nową grę. Święcie wierzył, że nadejdzie jego wielki dzień. To tylko kwestia czasu.
I oto jest: Grand Prix! Nie drugi, nie pierwszy, ale na czele. Najlepszy z najlepszych!
Na widowni zgromadził się hałaśliwy tłumek. Gracz rozejrzał się z ciekawością i źle skrywaną dumą. Przelotnie pomyślał, że wygląda to na spęd licealistek piszczących i klaszczących przy wyczytywaniu nagrodzonych. Nie spodobał mu się sposób organizacji imprezy i to, że prowadząca program nie przedstawiała laureatów, tylko wręczała czek na tysiąc złotych i „gratuluję, zapraszam następną osobę”.
Czuł, jak przyśpiesza mu tętno w miarę zbliżania się Grand Prix.
O, jest zdobywca pierwszej nagrody: wątły i pryszczaty mechanik samochodowy, najwyraźniej zawstydzony i skrępowany do granic wytrzymałości. Ma wytaszczyć ze studia wygraną pralkę wraz z suszarką, ciekawe jak da sobie radę. Ta gruba baba na widowni to chyba mamusia mechanika, klaszcze bez opamiętania i podskakuje tak, że za chwilę fotel załamie się pod nią.
Gracz uśmiechnął się z dobrotliwą wyższością.
– A teraz, proszę państwa przedstawiam państwu naszego laureata – autora najlepszego sloganu reklamowego głos konferansjerki wyśpiewał entuzjastyczne crescendo.
– Michał Luty – prosimy do nas – wstawał powoli, ważne jest opanowanie.
Wbrew woli czuł, jak ogarnia go coraz większe podniecenie. Za chwilę ogłoszą, co jest nagrodą, słychać, jak widownia zbiorowo wstrzymuje oddech.
Na podium paru osiłków wtaszczyło olbrzymią pakę. Gracz usiłował zapanować nad rozczarowaniem: więc to nie samochód…
Do tragarzy dołączył wymoczkowaty facet w garniturze i brzoskwiniowym krawacie na granatowej koszuli.
Wygląda jakby szykował się do przemówienia – pomyślał z niechęcią Gracz.
I faktycznie: brzoskwiniowy krawat wziął głęboki wdech, rozciągnął wargi w najszerszym uśmiechu zjednoczonej Europy i patrząc z miłością na Gracza oświadczył:
– Trzysta kilogramowych pudełek proszku Virgion należy do naszego drogiego zwycięzcy. To niezwykła nagroda, musicie państwo przyznać, ale jako przedstawiciel koncernu Kromma jestem przekonany, że nasz drogi zwycięzca w pełni na nią zasłużył!
Gracz próbował ułożyć jakąś stosowną odpowiedź, ale zdołał tylko wyszczerzyć zęby, najszerzej jak potrafił. Teraz mógł śmiało konkurować z brzoskwiniowym wymoczkiem o miano uśmiechu stulecia. Oklaski wybawiły go od wygłaszania podziękowań.
Dobrze, że Marianna tego nie widzi – pomyślał przelotnie usiłując stłumić łaskoczące uczucie ni to śmiechu ni to płaczu. Od powstrzymywania tego czegoś rozbolała go przepona.
Kamerzyści zdjęli z głów słuchawki, zgasły reflektory, widownia opustoszała.
Nikt nie interesował się Graczem, jego pięć minut najwyraźniej dobiegło końca.
Wlokąc się przez zaśmiecony skwerek przypomniał sobie, że powinien wstąpić do sklepu. Pora sprawdzić, czy jest jakaś nowa promocja albo konkurs. Życie toczy się dalej.