Kiedyś nienawidziłam pisarzy.
W księgarniach i bibliotekach wpadałam w czarną rozpacz.
Prezesie – myślałam – przecież już wszystko zostało napisane.
Zużyto już wszystkie słowa, frazy i metafory.
Nic dla mnie nie zostało.
A ja tak bardzo chciałabym pisać.
Na dodatek – kim ja jestem, żeby używać tych samych słów, którymi operują mistrzowie?
Kiedy przeczytałam Sto lat samotności obraziłam się śmiertelnie.
Jak on mógł!
Teraz już nie odważę się napisać ani słowa.
Bo – choćbym pisała tysiąc lat i jeszcze rok – nigdy nie uda mi się pisać tak pięknie.
– Przestań czytać – poradził mi ktoś.
Nie mogę przestać. Prędzej przestanę jeść i pić.
– Więc przestań się porównywać – poradził inny.
Ale jak? Całe życie uczono mnie sprawdzać moją wartość w oparciu o uznane wzorce.
Komparatystyka stosowana jest przecież moim bazowym oprogramowaniem:
Kto dalej pluje? Kto lepiej skacze? Kto ma rację a kto jest bez racji odkopnięty na bok? Kto ładniejszy? Kto lepszy? I gdzie ja się plasuję w tym rankingu?
No, gdzie?
– To usiądź i pisz – zniecierpliwił się kiedyś mój mąż. Nie pamiętam który.
– Ale ja nie wiem, czy umiem pisać dobrze.
– To nie pisz – odpowiedział.
Cóż, zawsze jest wybór, ludzie.
Ważne, żeby dokonać go świadomie.
Niech to przeklęte oprogramowanie, nakazujące porównywać się z innymi i popadać w depresję lub pychę, nie rządzi wyborami serca.
Porównując się z innymi stajesz się próżny lub zgorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od ciebie.
Desiderata
Staram się o tym pamiętać.
Cokolwiek robię, staram się o tym pamiętać.
Piszę te słowa do Andrzeja i do wszystkich, którzy pragną coś opowiedzieć, lecz wciąż zwlekają bojąc się, że nie potrafią tego zrobić wystarczająco dobrze.
***
A teraz o czymś jadalnym.
Gdyby nie przyjazd Agaty, to moje Święta Wielkanocne byłyby oparte o następującą kompozycję kulinarną:

Tą fotografią zadaję kłam pewnej wrednej plotce, którą niesłusznie rozpowszechniałam, a teraz pokornie odszczekuję. Otóż twierdziłam, że w Anglii nie ma koperku.
A co to jest wobec tego w tej doniczce – pytam?
To jest koperek, który właśnie wyrósł na żyznej ziemi w mojej kuchni.
Nie wyobrażam sobie życia bez książek i bez koperku.
Skoro na jedno mnie nie stać a drugiego nie ma w sklepach, to poradziłam sobie tak:
Książki zaczęłam pisać a koperek zasiałam.
I o!
Mam.
Docelową potrawą z tych dużych jarzyn są ziemniaki nadziewane kartoflami, czyli uczta beneficiarzy.
Sposób przyrządzenia:
Dwa ogromne ziemniaki ugotować i przekroić.
Ej, tylko nie obierać!
Łyżką wydłubać miąższ ze środka, rozgnieść i dodać koperek, sól, pieprz. (Jeśli akurat przyszły benefity, to dodać trochę tartego sera/pieczarek/chrupiącego smażonego bekonu/majeranku/inne pomysły.)
Zapakować ten farsz do dziury w kartoflu, uklepać i do pieca. Przydałby się do tego żurek, ale od czego wyobraźnia!
Życzę Wam Ludzie pogody w sercach i samych zielonych świateł na drodze życia.
Życzę Wam tego, co dla Was dobre, lecz – jak zawsze – nie tego, o co prosicie.
Bo to dwie różne sprawy, a ja Wam dobrze życzę.
Ja będę świętować zmartwychwstanie nadziei, która czasem cicho umiera, lecz nigdy na zawsze.
Bo wciąż żyjemy i nic nie jest na zawsze.
Ja też jestem tu tylko przelotnie i wciąż nie wiem, czy umiem to wykorzystać.
Będę się cieszyć tymi dniami i skrzętnie omijać myśli, które mnie bolą.
Nie będę myśleć o bliskich, których nie widziałam tak dawno. Nie pozwolę sobie na wspomnienia o moim domu, który gdzieś tam stoi wśród pól, taki pusty, zarośnięty bluszczem, stareńki.
Pomyślę o rzeczach, które są tu i teraz.
I spróbuję nie tęsknić tak boleśnie.
Przecież – cokolwiek się wydarza – moje życiowe motto brzmi niezmiennie:
Co mnie nie zabije, to mnie rozśmieszy
Wesołych Świąt, Ludzie Dobrzy.
Ania
Heh – mniej więcej to samo pisałam kiedyś, gdy mi między słowami zarzucono plagiat.. gdzieś to zresztą w archiwum na flanelce jest, chyba najstarszy wpis. Nic dziwnego, że powtarzamy słowa, frazy, tezy i wnioski – poruszamy się w obrębie skończonej liczby pojęć, posługujemy się określonym językiem, który z kolei wpływa na również określony sposób myślenia.
Wyjścia są dwa – albo mieć gdzieś wszelkie potencjalne zarzuty, którymi rzucą w nas nadgorliwi zazdrośnicy, albo się zamknąć i nie pisać nic. To ja dziękuję, wolę już zarzuty 😉
Bingo! – z porównywaniem się z kimkolwiek. Porównywać winniśmy się z samym sobą, żeby patrzeć na siebie krytycznie (nie krytykancko) i uważać, by nie osiąść na mieliźnie zastoju. By robić postępy, szlifować warsztat, nie powielać błędów.
I to w zasadzie tyle, bo świąt akurat nie fetuję, pozdrawiam zatem ciepło i codziennie – czyli, jak zawsze, wyjątkowo 😉
Aniu zdolna jak nie wiem co.
życze Ci zebys napisala ksiazke. I zebys ja wydała drukiem. I zeby pachniala farba drukarska i miala swoja cene. I zeby ja ludzie kupowali. I zeby sie zasmiewali.I zeby płakali i sie wzruszali i zadziwiali. I żeby chcieli jeszcze. I zebys na tym zarobila kupe pieniedzy. I zebys do nas wrocila na Świeta i poszla z jajkami do Prezesa i poswiecila. I zebys jadla z nami szynke i żurek. I zeby Cie ktos polał woda w poniedzialek w tej Anglii. TYLE. I STARCZY.
Żeby się przekonać czy się dobrze pisze, trzeba zacząć pisać 🙂 poza tym w pewnym momencie tak potrzebuje się wyrzucić słowa z siebie, że inaczej się nie da 🙂
Trzeba pisać jeśli się potrzebuje i nie powinno się zastanawiać czy to dobre, czy to złe.
Co do Świąt 🙂 Aniu życzę Ci pięknej pogody i radości, atmosfery iście nastrojowej z koperkiem w tle 😉
Czy Ty masz wątpliwości jakiekolwiek co do tego jak piszesz? No to ja Ci powiem że za Dziunię wielu ludzi Cię kocha:) Ja też:) A cuda… No cóż, zdarzają się:) Dobrym ludziom. Czyli Tobie. Najlpszego Dziuniotwórczynio:*
Wszystkiego Najlepszego spóźnione życzenia w lany poniedziałek 🙂 Dziękuję :)) za wszystkie słowa, które napisałaś 🙂 i z najważniejszą książkę w moim życiu „Przeklęte” 🙂
Ja chciałabym pisać tak jak Ty 🙂
Aniu, wybacz:) Ja też dopiero dzisiaj, ale za to najcieplej Ci życz…, po prostu, wszystkiego, wszystkiego, wszystkiego dobrego:)))