„W związku ze złożeniem przez Panią skargi na postępowanie lekarza Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, Dyrekcja SP ZZOZ w Przasnyszu informuje, że z dniem 27.09. br. wszczęto postępowanie wyjaśniające w tej sprawie. Celem postępowania jest szczegółowe zbadanie okoliczności opisanych w skardze oraz ustalenie, czy doszło do naruszenia obowiązujących standardów i procedur.”
Zatem do przodu. Przyznam, że jestem ciekawa i w napięciu będę czekać na ustalenie, „czy doszło do naruszenia obowiązujących standardów i procedur”, bo nawet jeśli to się może zdawać oczywiste (że doszło), to prawdziwa odpowiedź kryje się w owych standardach i procedurach, o których wiem niewiele. Gdyby się miało okazać, że standardem szpitala w Przasnyszu jest wzywanie policji w obliczu wizyty bliskich pytających o stan chorego celem ulżenia ciężkiej doli bardzo zmęczonych lekarzy, to koniec, nic nie zrobimy. Kto bowiem ustala standardy? Przecież nie pacjent, a tym bardziej jego żona. A co, jeśli procedury przewidują wyrzucanie natrętnych żon za drzwi i przetrzymywanie pacjenta do czasu przyjazdu policji? Może to jest gdzieś zapisane w księgach, a ja głupia, skupiając się na prawach pacjenta straciłam z oczu prawo lekarza do bycia przemocowym Ja Tu Rządzę chamem? Zobaczymy i na pewno dowiemy się więcej o standardach i procedurach.
Wyobraźcie sobie taką sytuację (czytałam o tym wczoraj): Marek Zagańczyk, kierownik sekretariatu w prokuraturze na Mokotowie od 2017 roku. Przez te wszystkie lata znęcał się psychicznie nad zatrudnionymi tam kobietami i nawet jeśli któraś z ofiar próbowała sygnalizować patologię, to reszta ją zniechęcała, bo przecież zdemoralizowany i pewny siebie kierownik się zemści, a jego poplecznicy zniszczą do reszty zrytą mobbingiem psychikę ofiar. I tak to sobie trwało latami. Jeśli jesteście ciekawi detali, to znajdziecie całość w sieci. Ja tu podaję przykład budzący niedowierzanie, bo dręczone pracownice prokuratury potrafią używać zdań złożonych i wiedzą, dokąd się udać po pomoc. W odróżnieniu od tych, którzy piszą do mnie „tobie łatwo mówić o reagowaniu, ale umiesz to wszystko opisać, a co mają zrobić prości ludzie ze wsi?”. To fakt, potrafię posługiwać się językiem, rozdzielić fakty od emocji i swój strach od realnego zagrożenia. Ale takich jak ja jest wielu i można dorwać kogoś werbalnie sprawnego, kto pomoże ubrać w słowa i posortować traumatyczne wydarzenia. Przemoc w miejscu pracy, przemoc w szpitalach, przemoc w teatrach i muzeach, w szkołach, domach opieki, wojsku, domu, na ulicy, w internetach, internatach, kościołach…
Prawa pacjenta, prawa pracownika, prawa człowieka… po co komu jakieś prawa, jeśli nie może lub nie chce z nich korzystać? To jest pytanie czysto retoryczne, dajcie spokój, wiem, czemu służą prawa. (Prawa są nam potrzebne po to, żebyśmy nie żyli w dżungli tudzież w dupie.) Nie wiem tylko, dlaczego najczęściej pozwalamy socjopatom te prawa łamać, tłumacząc, że nie warto kopać się koniem. To nasza wina, że socjopaci nie boją się uprawiać swoich ulubionych sportów – udręczania słabszych i zależnych. Powtarzam, to nasza wina, że się nie boją, bo my się boimy reagować. Cała reszta winy leży po stronie sprawców.
Ziemianie! Powiedzcie proszę, czy znacie jakieś miejsce wolne od przemocy? Jeśli tak, poproszę współrzędne, tam się osiedlę.
Pamiętacie, jak celnie ujął sedno adaptacji do życia w gównie Stefan Kisielewski? Przypomnę.: „To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać. ”
Ja się w żadnej dupie nigdy nie urządzałam. Dlatego mam niewiele albo zgoła nic do stracenia. Nie jestem w żadnym układzie, w żadnej bańce, nic nie mam, niczego nie pragnę na tyle, żeby dla tej rzeczy oddawać godność czy wartości moralne. Rozumiem strach ludzi żyjących pod presją zależności i hierarchii, bo nie każdy ma ochotę ponosić ryzyko aktu cywilnej odwagi. Zależy mi natomiast na tych, którzy – podobnie jak ja – mają silne poczucie sprawiedliwości i siłę, ale nie są w stanie uwierzyć w sens drobnych, indywidualnych działań. Parafrazując Owidiusza, powiadam wam, że nasze łzy ubrane w słowa zmiękczą kamienie ciągłym spadaniem. Ja ostatnio dużo płaczę. I dużo piszę.