Nic się nie stało

– Ja szanuję biznesmenów, a nie frajerów – wyznał szczerze minister rolnictwa, pan Marek Sawicki.
A zatem witamy w gronie tych, którzy zdecydowali się na coming out.
Coming out, czyli ujawnienie orientacji.

Pan minister ujawnił nam swoją orientację mentalną – preferencje i wartości. Jak na ludowca przystało, zrobił to z przytupem.
Ja wiem, że on tego nie planował.
To był czysty przypadek!
Ale po pierwsze: ja nie wierzę w przypadkowość czegokolwiek.
A po drugie: tak właśnie poznajemy kogoś naprawdę – przez jego nieostrożność.

Ludzie głoszą swą wewnętrzną prawdę o wiele częściej, niż im się wydaje.
Tyle, że nie mają nad tym zjawiskiem żadnej kontroli.
Prawda wyskakuje im z ust jak przygłupi Filip z indyjskich konopi – kłap, kłap i jeszcze raz kłap.

Dzieje się tak nie wtedy bynajmniej, gdy ludzie planują rzec coś zgodnego z własnymi przekonaniami.
Wręcz przeciwnie. Człowiek chwilowo prawdomówny odsłania się zupełnie bezwiednie.

Zauważcie, że jak na tak skomplikowany organizm i tyle lat ewolucji, proces wydostawania się prawdy z człowieka jest dość banalny. Wystarczy chwila nieostrożnego poddania się uczuciom.
To wcale nie muszą być emocje skrajnie burzliwe. Ot, człowiek da się ponieść samozadowoleniu i uzna, że sam z siebie ma coś do powiedzenia. Na sekundę się zapomni, a już prawda wydostaje mu się z ust. Jakby tam cały czas tkwiła i tylko czekała na właściwy moment, żeby się z nieszczęśnika wyrwać w świat.
Ku światłu.
Ku kamerom i mikrofonom.

Czyż to zjawisko nie powinno nas zaniepokoić?
Oto zwyczajne zadowolenie z siebie może być źródłem nagłej erupcji prawdziwych myśli i odczuć. Nie trzeba wcale wpadać w amok, żeby stracić nad sobą kontrolę.
Dając się ponieść błogości człowiek się zapomina. Zapomina, że powinien używać w mowie i piśmie sprawdzonych, bezpiecznych komunałów z kanonu politycznej poprawności. No i wali prawdą, siejąc zgorszenie.

Fakt, że ten czy ów właśnie ujawnił coś prawdziwego, jest zwyczajowo zwany „wpadką”.
Osoba taka, zaliczywszy ową „wpadkę”, usiłuje zeżreć z powrotem swoją wypowiedź.

Na wiele sposobów próbuje odwrócić kota ogonem:
A to twierdzi, że ta wypowiedź znaczy zupełnie coś innego, niż znaczy.
Albo, że nic nie znaczy.
Albo, że kłapnięcie to, wyrwane z kontekstu, jest zwykłą niezręcznością językową.

Tak czy siak, przypadkowy prawdomówca stara się zatrzeć wrażenie, że właśnie rzekł coś prawdziwego o sobie. Kręci piruety w drugą stronę, co przynosi jeszcze gorszy skutek.
Jeśli biedulek ten posiada jakieś zaplecze instytucjonalne, ideologiczne bądź partyjno-towarzyskie, to całe to zaplecze zwiera szeregi, aby mu pomóc uspokoić poruszenie, jakie swym kłapnięciem prawdy wywołał.
Zanim prosty lud zdąży się na dobre zgorszyć i wnerwić, a może i w cholerę pogonić nieostrożnego głosiciela szczerej prawdy. Zanim prawdziwa twarz zdoła wyprzeć ze świadomości kiczowaty obrazek, mozolnie budowany dla potrzeb public relation.

Minister Sawicki okazując pogardliwą wyższość ciemnym masom, nie jest w żaden sposób oryginalny. Nie ma się czym bulwersować. To już było.
Zdarzało się, że ten czy tamten prominent kazał spieprzać dziadowi. Albo nie utrzymał gęby na kłódkę i wyraził swój „prawdziwy stosunek” do tego czy śmego.
Do gwałtu, na przykład.

A jeszcze innego nagrali, jak tryskał cynizmem i megalomanią.
Przecież wszyscy mają w pogardzie frajerów, którzy ich utrzymują.
Nikogo już nawet nie bulwersuje ksiądz, który nie siląc się wcale na dyskrecję, szydzi ze starych bab, biorąc od nich bez zażenowania wdowie grosze.

Kto kocha, lubi i szanuje frajerów, no kto?

 Wiecie, co mnie w tym wszystkim zastanawia?
Czemu wewnętrzne światy ludzi są tak nieciekawe?
Takie przewidywalne, nudne, powtarzalne.

Dla tych, którzy uważają (ciesząc się lub martwiąc), że złotousty minister zaszkodzi wynikowi wyborczemu PSL mam złą/dobrą wiadomość:
To nie ma żadnego znaczenia.
Wpadka nikomu tutaj nie zaszkodzi.
Nie mamy zwyczaju rozliczać naszych prominentów z tego, czy ich wewnętrzny świat jest spójny z tym, co głoszą ustami. 

Czy jesteście ciekawi, dlaczego tak się dzieje?
Mam trzy propozycje odpowiedzi:

1.    Wszyscy jesteśmy frajerami.
2.    Wszyscy jesteśmy hipokrytami.
3.    Ale przecież nic się nie stało.

Zaznacz właściwą, szanowny czytelniku.

8 komentarzy

  1. „Wiecie, co mnie w tym wszystkim zastanawia?
    Czemu wewnętrzne światy ludzi są tak nieciekawe?
    Takie przewidywalne, nudne, powtarzalne”.
    Artykuł mnie zainspirował do smutnych przemyśleń. Pozwolę sobie, dziękując za odważny głos w debacie 🙂 polityczno-ludzkiej dłużej dziś 🙂

    Obnażające prawdę o nas. A nie jest tak? Tak, jest. Pieniędzy w paczkach nie podrzuca nocą UFO. To są obrywki „przy okazji załatwianych interesów biznesmenów”. Jeden w transakcji wychodzi na frajera. Żeby go doić dalej utrzymuje się w szerszym kręgu, że jest biznesmenem.
    Jesteśmy tak przewidywalnie oklepani w swoich poczynaniach.

    Trzymamy jakieś pozory, jeden przed drugim futro, lepszy wieniec, lepszy samochód. Jak politycy w tańcu godowym na wyborców potrafimy pierniczyć gadki porywające swą płomiennością tłumy, by potem tylko samemu mieć dobrze. Kiedy? Wszędzie w tramwajach jako niewolnicy systemu chcemy na siłę pokazać, że umiemy jeszcze myśleć? Popodłączani do pavulonu i funduszu na zegarki posłów udajemy, że ocaliliśmy samych siebie. Udajemy mówiąc dzień dobry i nie mając tak naprawdę ochoty na bliski, długi kontakt z drugim człowiekiem. Uśmiech nic nie kosztuje w przeciwieństwie do czyichś humorków i prób uwieszania się na szyi, która i tak ma ciężko.

    Ja z niecierpliwością czekam jeszcze z otwartym na oścież portfelem by zadośćuczynić Braciom Żydom za Auschwitz i Treblinkę. Za wszystkie, jak pisze prasa zagraniczna Polskie Obozy Śmierci. To trzeba mieć tupet na światową skalę i przemożny lęk przed Deustschlandem żeby o pieniądze rekompensujące upominać się często Pogrobowców Ludzi Tam Razem zagazowanych.
    Obezwładnia mnie ten świat.

  2. No, mnie też obezwładnia. Należę do Stowarzyszenia Obezwładnionych.

    Nie wiedząc, czy się śmiać czy płakać, zachowuję twarz kamienną…

    Usłyszałam interesująca homilię, dla odmiany: Każdy ma obywatelskie prawo do miejsca w Niebie.
    Przy spełnieniu pewnych warunków wstępnych, nie z automatu.

    Moja refleksja bieżąca brzmi tak: Pośmiertne okładanie nagrobka wieńcami i donicami oraz okadzanie zniczami to za mało. Trzeba tę miejscówkę „załatwiać” z Prezesem za życia:)))

  3. Z tego, co zrozumiałam i pogłębiłam z Biblii na nic się zda faryzeizm. Na nic się zda najdroższy znicz, jeśli brak szczerej modlitwy. Takiej nie na oczach innych, ale w kątku i po cichutku.
    Prezes ma pluskwy wszędzie, wszystko wie, przenika i widzi, więc na nic się zda tu bycie oligarchą żerującym na maluczkich. Prezes nie ogranicza się do jednej religii, a otula energią nawet, ku utrapieniu natarczywych prawicowców, zwłaszcza etycznego ateistę.
    On wie. On widzi tłumacząc na nasz prosty język zmysłów, że jeden czy jedna ma problem z aborcją, a drugi zrobiłby wszystko, by urodzić i donosić swoje dziecko. A wszystko to niestety powiązane ze sobą jak naczynia połączone. Im więcej będzie homo sapiens sapiens myślens, tym szybciej australopiteki doskoczą do nich w rozwoju. Tak se dywaguję, choć straciłam młodzieńczy idealizm już dawno, a to co mam tylko popłuczyny – troszkę nadziei by nogę jutro zwlec z łóżka!

  4. Ja też straciłam młodzieńczy idealizm (zwany inaczej dziecinadą), a starczy idealizm (zwany inaczej starczym zdziecinnieniem) jeszcze nie nadszedł. W okresie pomiędzy idealizmami jestem realistką. Dlatego dużo czasu poświęcam na modlitwę i dobre uczynki, żeby się potem nie obudzić z ręką w nocniku a dupskiem w smole.

  5. 🙂 Nie martw się Squaw!!! Kocie dusze przechylą szalkę w dłoniach Św. Michała i w smołę zaryją niestety dla nich złoczyńcy z głupoty, zagarniającej pod siebie, własnej krzywdę wielką czyniący najsłabszym. Ta smoła to bardziej z Dantego? 😉 Czy może od Siostry Brydzi, co połapkach linijką bije? 😉
    Ja chyba jestem, O Kocia Ptasia Squaw, za smutna wewnętrznie na realizm…

  6. Ja też jestem bardzo smutna. Dlatego używam poczucia humoru. To dobra kotwica, nie pozwala odlecieć w otchłań rozpaczy.

    Smoła to metafora. Nocnik zresztą też:))

  7. Słyszałaś Lamparcia Squaw? Ci zabawni politykierzy – phi phi jeden przez drugiego – mówili wczoraj, jaka to sprawa małego kalibru (no tak, kiedy mówi to don corleone sitwy rodzinnej PSL instalującej po znajomościach pół Polski to wie gdzie płotka a gdzie waleń w etyce frajerbiznesu) małej wagi jaka to niepotrzebnie nadmuchana info, a „oni tę kasę przecież niebawem zwrócą” o zachachmęceniu przejazdówki do Madrytu. Niewiadomo czy dla Jarosławusa większym blamażem było zniknięcie gotówki czy luźne zachowanie żon, przy tejże okazyji, na pokładzie maszyny lecącej tuż przed wyborami w rozliczające, prawe i sprawiedliwe ramiona wyborców.

    Śmiechy chichy a wraz z Halnym nawiewa zmian 😉 Dotyczą wszystkich, zwłaszcza pociotków, więc nas jak zwykle nie. Nam pozostaje psioczyć i skowyczeć zazdrośnie 😉

  8. Ach, Dżoann, nie przy jedzeniu!
    Czy ja dobrze rozumiem, że Ty psioczysz i skowyczysz zazdrośnie? A może jeszcze mi tu wyznasz, że oglądasz walki bokserskie?

    Ogarnij się przy niedzieli i gnaj do konfesjonału:))))

Leave a Reply