Aura drżączki przedwyborczej jest podobna tej, którą generuje pełnia księżyca. Jedno i drugie charakteryzuje się nieprzeciętnym pobudzeniem psychomotorycznym.
Przekładając na język potoczny: Człowiek zaczyna się kręcić jak nosiciel owsików, trochę bez sensu, ale za to non stop.
Któż to się tak kręci i wierci?
I włóczy się i nawiedza?
Kto tak gorączkowo/owsikowo łaknie kontaktu z prostym człowiekiem, jak Polska długa i szeroka?
Czy ktoś już zgadł, o kim piszę?
A piszę to ja, prosty człowiek, który przez krótką chwilę staje się ważny w swej zwyczajności. Oto zwyczajny ten obywatel w okresie przedwyborczym przestaje być zawalidrogą, petentem, roszczeniowym interesantem, a staje się bogactwem naturalnym. Które należy pilnie pozyskać i szybko zużyć, zanim dobierze się doń ktoś inny.
Wybory są ważne nie tylko dla aktualnych „onych”. To przecież ma znaczenie i dla nas, prostego ludu. W końcu tych, których wybierzemy teraz, będziemy oglądać przez następne czterolecie. I to nie w telewizorze, tylko oko w oko.
Telewizor można wyłączyć, a nawet wyrzucić przez okno.
Razem z tymi, którzy się w nim lansują.
Z lokalną władzą nie da tego zrobić.
Będziemy ich mieć tuż przed nosem, a razem z nimi – efekty ich rządzenia.
To oni będą decydowali, na jaki kolor pomalujemy balustradę mostku i czy w ogóle pomalujemy. Oni ostatecznie wybiorą projekt fontanny, kolor ławeczek w parku, pepitkę chodniczków, odcień elewacji urzędu i inne, jakże kluczowe dla naszego życia doczesnego in-we-sty-cje.
Lokalna władza dobrze wie, że inwestycje muszą być zrozumiałe dla przeciętnego człowieka, a ponadto realistyczne i łatwe do wprowadzenia w życie: politechnika w każdej gminie, ośrodek sportów zimowych w każdej gminie, park wodny, podwodny i napowietrzny w każdej gminie.
Lotnisko w każdej wsi.
Centrum handlowe dla każdego sołectwa. Łatwizna, bułka z masłem, wystarczy jeden zakichany krzyżyk na kartce wyborczej i żyjemy w krainie mlekiem i miodem płynącej.
W ślad za hiperaktywną władzą aktualną, która bardzo pragnie stać się władzą przyszłą, podążają pomniejsze krucjaty z partyjnych kluczy wytypowane.
To właśnie są ci „ktosie inni”, którzy też bardzo chcą służyć społeczności lokalnej i też pragną nam obiecać, że dołożą wszelkich starań. A wtedy, ach, czego oko nie widziało, czego ucho nie słyszało, to wszystko nam się wydarzy, jeśli tylko postawimy swój krzyżyk tam, gdzie nam wskażą.
Ktosie inni nie mają takiego medialnego wydmuchu, są nieco bardziej ociężali, jakby bez wiary we własne siły, stłamszeni przez aktualnych onych, zepchnięci, wypchnięci, wymiętoleni.
Ale też idą, człapiąc, żeby przynajmniej zaznaczyć swoją obecność.
Gdy słychać człapanie, to znaczy, że idzie nowe.
Człapie, stęka i od razu zaczyna od lamentowania. *
Od lęku i niepokoju.
Od sugestii, że całe te wybory są głęboko podejrzane, o ile nie wygrywają nasi oni, tylko tamci oni.
Przeczytałam z wielką uwagą matematyczno-polityczne wywody obywatela radnego z Warszawy, Macieja Wąsika. A ponieważ dotyczą w szczególności Północnego Mazowsza, wzięłam je sobie do serca szczerze i żarliwie.
Wąsik znajduje grupy danych, które jego zdaniem wymykają się prawom statystyki:
Znamienne, że we wszystkich przeanalizowanych wyborach można zaobserwować jednolitą regułę – im więcej głosów nieważnych, tym słabszy wynik wyborczy Prawa i Sprawiedliwości.(…) Im więcej głosów nieważnych, tym lepszy wynik wyborczy PSL. (…)To nakazuje postawić sobie ważne pytania. Czy przypadkiem nie mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem produkowania głosów nieważnych (np. poprzez dostawianie drugiego krzyżyka na liście) i dosypywaniem już „właściwie” wypełnionych kart do głosowania do urny?
Pan Wąsik prosi o uwagi, w tym także krytyczne, zatem służę:
Niekoniecznie.
Współwystępowanie zjawisk nie zawsze musi kierować naszą uwagę w stronę paranoidalno-spiskową.
Może, ale nie musi.
Ta koincydencja może oznaczać coś zupełnie innego, choć równie smutnego. Może w gminach, gdzie PSL otrzymuje najlepsze wyniki jest po prostu nadreprezentacja analfabetów? PiS miałby wtedy – oprócz pilnowania urn wyborczych – sporo do zrobienia. Zwłaszcza na niwie niesienia kaganka oświaty ciemnemu ludowi mazowieckich wsi.
* Podobieństwo do Walking Dead jest nieprzypadkowe.
Felieton został opublikowany w Tygodniku Ciechanowskim nr 41/2014
No dokładnie 🙂 Trochę tu już łażę po tej planecie i prawie wszyscy panowie lubią po pierwsze politykować, po drugie chędożyć lub nieustannie nawiązywać do chędożenia używając słów typu akt erekcyjny, członek założyciel i niech się pani z łaski swojej posunie. co decyduje o tym, którzy w efekcie zostają politykami? Ot, taka ci błahostka narcystyczna: uwielbienie dla swego popiersia w trzy de. Im więcej zdjęć, słitfoci z jakimiś tam socjotechnikami dla szpanu, plakatów i ulotek jest więcej, na każdym rogu, płocie, obok ładnej modelki z reklamy szamponu, na wielkich budynkach, hotelach i słupach tym mniej skrępowania, lekkiego zażenowania że zalepiło się akurat kampanie społeczną stop przemocy albo jakiegoś tam zbędnego skrupułu moralnego, że idę tam gdzie idę, bo pensja nie wynosi 1200 na rękę a ja hasłem wyborczym deklaruję się jako społecznik.
Dołączę się:
Jestem za obniżeniem wynagrodzenia każdego jednego polityka do 1200 zł. by przywrócić należne, zaszczytne miejsce piastowania tej funkcji. Wyborczo obiecuję rozpocząć od siebie.
Lista nr.4
Junia Wiesławowna
Juniu, ostatni społecznik jakiego znałam to był taki Dziad Rosomak, co społecznie śpiewał, gdy się napił denatury pod kioskiem. Wszystko widzial na niebiesko i o tym wyśpiewywał. Ale już umarł. Bezpotomnie.
że też się Wam nie znudzi to ciągłe narzekanie 🙂 podziwiam upór i konsekwencję w pisaniu od lat o tym samym na każdą porę roku ta sama wariacja na temat….no cóż w tym szaleństwie jest metoda .pozdrawiam życząc przełamywania schematów,nie żeby zmieniać zaraz poglądy ale choćby na chwilę docenić to co się ma by móc czerpać z tego radość. i tym cwanym szowinistycznym akcentem kończę me chwilowe wynurzenie z oceanów samotności….
Nie no, nie będę przecież PUBLICZNIE czerpać jakiejś kurde radości! Żeby mię sklęło i wessało? Żeby mię widłami przez czerep? Żeby mię psami?
E, to już wolę wariacje na temat zrzędzenia. Znacznie bezpieczniej.
Czerpanie jest moją działalnością podziemną. Jak wszystkie nielegalne poczynania:))))
Trzymaj się, Radosny!
Kim jest Radosny(nie pisał tu wcześniej taki nick) Aniu i skąd się znacie? Czy Rollins poległ był na Ukrainie? Czy to jest jakieś Jego nowe wcielenie? Czy to kibol z wolki, który też milczy? O czymś mi nie mówicie tutaj?
Juniu, ja nie mam bladego pojęcia kto jest kim i gdzie kto się podziewa. Ja nawet nie wiem, czy ja jestem, a jeśli jestem, to gdzie, kiedy i właściwie po co…
Ale o tym szaaa:))
O tym nie mówimy, bo o czym mówić, jeśli nie wiemy jak jest i czy w ogóle jest. Cokolwiek.
Uśmiech, buźka, radosne okrzyki.
„a misie wydaje”, że to jakiś separatysta się podszywa i sieje zamęt, dematerializuje naszą Panią Anię .Serdeczności zasyłam Kay. ps.takiego zawodnika to chyba łatwo sprawdzić po IP komputera 😉 ps.i jeszcze słów parę o politykach to „ślepa banda”, miało być parę na więcej szkoda uderzeń w klawiaturkę .i ostatnie jeszcze, bardzo ładne to „bo o czym mówić, jeśli nie wiemy jak jest i czy w ogóle jest. Cokolwiek.”
Siemanko, Kay.
Ja też uważam, że nawoływanie do optymizmu jest czystą prowokacją, zwłaszcza, że wielkimi krokami zbliża się listopad, Miesiąc Zrzędzenia. Gdybym dostała taką propozycję w maju, to rozumiem. Ale teraz? Gdy wszystkie myszy ciągną do chałupy (wprost w zachłanne pyski mojej bandy czworga kotów)? Gdy wicher smaga nasze smętne oblicza, od czasu do czasu zdzieliwszy nas z liścia? Gdy ostatnie klucze żurawi odleciały, pisząc na niebie brzydkie słowa i wykrzykując inwektywy („śmierć frajerom nielotom, czekającym na zimę!”)?
I co? I ja mam tu szczerzyć zęby jak debil?
Nie, nie dam się sprowokować żadnym Radosnym separatystom:)))