Nie włączam się do dyskursu, dopóki nie posiądę odpowiedniej wiedzy w dyskutowanym obszarze. Zazwyczaj.
Zresztą jest tylu chętnych (laików i ekspertów) do zabierania głosu w dowolnej sprawie, że spokojnie mogę sobie milczeć na wieki.
Nie dane jednak mi będzie przemilczenie medialnej akcji „Stop pedofilii”.
Od pewnego czasu jestem nękana emailami z prośbą o podpisanie petycji, oprotestowującej plany seksualnego edukowania dzieci i młodzieży.
Niczego nie podpisuję w ciemno, jestem fanką wszechstronnego edukowania i nie daję wiary katastroficznym wizjom demoralizacji przez samo wspomnienie o ludzkiej seksualności.
Chcąc nie chcąc pokonałam wrodzone lenistwo i sięgnęłam po lekturę.
„Standardy edukacji seksualnej w Europie” – czy pod takim tytułem może kryć się coś godnego uwagi?
Owszem.
Z czystym sumieniem polecam staranną lekturę, zwłaszcza tym, których to dotyczy. A dotyczy… wszystkich.
Wszyscy mamy interes w tym, żeby kolejne pokolenia były zdrowe psychicznie i w miarę normalne, prawda? Dlatego nie tylko można, ale wręcz należy przemóc zdrowy wstręt do oficjalnych dokumentów Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i słowo po słowie, zdanie po zdaniu, rozdział po rozdziale prześledzić ich wytyczne. A następnie zadać sobie kilka pytań, poczynając od co, do cholery?!
Lektura w znacznej części nie jest ekscytująca. Ot, standaryzowany bełkot na temat „dobrostanu przyszłych generacji”, bogaty w tezy, które można udowodnić równie łatwo, co ich przeciwieństwa.
Bla, bla, edukacja jest potrzebna bo.
Bla, bla, człowiek jest istotą seksualną i dlatego.
Bla, bla, zapobiegać należy nadużyciom wobec.
I temu podobne truizmy. Nic poruszającego.
Aż nagle:
Co, do cholery? – zadałam sobie pytanie, kiedy dotarłam do części zwanej MATRYCA.
Matryca, czyli wzór do prowadzenia zajęć. Ułożona wedle wieku, poczynając od… czterolatków.
Czego zatem WHO pragnie dla naszych przedszkolaków? Oto ważna uwaga z samego serca dokumentu: „Wytyczne przedstawiają to, co uczeń powinien umieć zrobić po tym, jak uczestniczył w zajęciach dotyczących edukacji seksualnej”.
Serio?
No to podpatrzmy, co powinien umieć zrobić czterolatek.
Skromniutko: Uczeń w wieku lat czterech ma opanować „ (…) radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbacji w okresie wczesnego dzieciństwa. Odkrywanie własnego ciała i własnych narządów płciowych.”
Taaa.
Zakładając, że wedle zaleceń zajęcia będą prowadzone metodami aktywnymi, pytam całkiem serio: kto i w jaki sposób będzie prowadził te lekcje? Czy powstanie zupełnie nowa specjalizacja na kierunku pedagogicznym? Dajmy na to –masturbator?
Dalej: „Rozwój dobrego samopoczucia, odczuwania bliskości i zaufania poprzez kontakt cielesny i budowanie więzi emocjonalnych”.
A z kim te dzieci mają się tak przytulać?
Z panią od rytmiki, czy może z katechetą?
Nie, no skądże! Zapewne przedszkola zatrudnią przytulatora.
Czego będzie uczył i czego wymagał taki przytulator?
Och, nic takiego, to będzie zaledwie „uzyskanie świadomości, tożsamości płciowej. Rozmowa o przyjemnych i nieprzyjemnych odczuciach dotyczących własnego ciała. Wyrażanie własnych potrzeb, życzeń i granic, na przykład w kontekście zabawy w lekarza. (…) Ciekawość dotycząca własnego ciała i ciał innych osób”.
I znowu pytam grzecznie: kto i w jaki sposób będzie tę ciekawość ciała zaspokajał na zajęciach edukacyjnych?
Tak przygotowany czterolatek przejdzie do następnej fazy edukacji, by w wieku lat sześciu w pełni opanował „stosowny język seksualny, uczucia seksualne (bliskość, przyjemność, podniecenie) jako część ludzkich odczuć”.
Nie dziwi zatem wcale, że już dziewięciolatek zrozumie „pojęcie akceptowalne współżycie/seks, odbywany za zgodą obu osób, dobrowolny, równy, stosowny do wieku i kontekstu, zapewniający szacunek dla samego siebie.”
Nie jest do końca jasne, bo dokument nie precyzuje, jaki seks jest stosowny do wieku lat dziewięciu. Czy pozostawienie edukatorom dowolności w tej sferze jest dobrym pomysłem?
Trochę sobie kpię, jak to w humoreskach bywa, ale tak naprawdę włos mi się jeży na głowie, kiedy przyglądam się z bliska treściom umieszczonym w MATRYCY.
Prześladuje mnie obraz hodowli radosnych, skupionych na entuzjastycznej masturbacji małpiatek. Które wyrosną na radosne, szczerze oddane swobodnej kopulacji małpy.
Wiecie co?
Chyba jednak podpiszę tę petycję.
Stop pedofilii, ukrytej w edukacyjnym MATRIXIE.
Felieton został opublikowany w Tygodniku Ciechanowskim nr 35/2014
Czytam z rozdrażnieniem bo akurat poparzyłam się wrzątkiem w palec wskazujący 🙁 Na mózg im się te wygibasy seksualne rzuciły czy co?
czterolatek ma rysować lepiej głowonogi 😉 a nie przygotowywać się do ojcostwa. wspólne radosne dotykanie siusiaków??? Palanteria.
by the way świetny tekst. świetny, konkretny, precyzyjnie obnażający dziecięce obnażanie!