Najmilszy sześciopak obchodzi dziś swoją trzytygodnicę.
Siedzimy nad kocim legowiskiem, gapiąc się na sześciogłową, futrzastą amebopodobną wieloistotę.
Dwadzieścia cztery malutkie łapki mielą powietrze. Oczka błyszczą, a jest w nich czysta, żywa, skondensowana ciekawość.
Ich matka, Bunia-kot leży i pozwala.
Pozwala na wszystko, bo nie ma siły.
Wygląda jak skóra ze starego szałasu i tak się też zachowuje.
Rankiem dziewiątego maja też był piątek, bo wstałam napisać felieton do TC.
Od czasu do czasu zaglądałam pod namiot z koca, którym nakryłam gniazdo rodzącej kotki.
Liczyłam – pierwszy, drugi, trzeci…
Przy czwartym właśnie kończyłam felieton.
W duchu prosiłam, żeby już.
Żeby już więcej ich nie było.
Ale były.
Dwa kolejne.
Policzyłam do sześciu i popłakałam się, a miałam naprawdę dobry powód.
A przynajmniej tak wtedy sądziłam.
Na dobrą chwilę wpadłam w rozpacz.
Ale przecież wszystko jest w porządku, koty są zadbane, tłuste i puszyste.
Bunia dzielnie przerabia na mleko wszystko co zje, chociaż cały czas narzeka, niemal ludzkim głosem.
Zbliża się – i to błyskawicznie – czas szukania domów dla tej gromady.
Pomóżcie mi, proszę.
Pięć kotków będzie do przekazania w dobre ręce, kochające i cierpliwe.
Jeden zostanie, biały, nazwałam go Owieczka.
Innych nie nazywam imionami, żeby nie budować więzi, która i tak zostanie zerwana.
Dziękuję wszystkim, którzy cieszą się razem ze mną z nominacji Dziuni do Gryfii.
Czeka mnie podróż do Szczecina i – o dziwo – naprawdę chcę pojechać.
Z wielu powodów jest to dla mnie wyzwanie, ta podróż.
I, rzecz jasna, nie mam się w co ubrać. Wybór między trampkami a gumofilcami zostawiam na ostatnią chwilę, żeby się nie zajmować pierdołami.
Bo na świecie dużo ważniejsze rzeczy się wydarzają.
Nie do wszystkiego pragnę mieć od razu stosunek, ale pogrzeb generała wywołuje we mnie sporo emocji.
Jego osoba, tak za życia, jak i teraz, nie jest mi obojętna. I nie są to uczucia jednoznaczne, bynajmniej.
Poruszyła mnie informacja o przedśmiertnym nawróceniu Jaruzelskiego. Jestem praktykującą chrześcijanką i nie wyobrażam sobie większej radości i wzruszenia, niż takie zakończenie opowieści jego życia.
Nie wyobrażam sobie także większego zgorszenia, niż złośliwe komentarze na ten temat.
Oczywiście pomniejsze zgorszenia przeżywam codziennie, jak chociażby ostatnie wyczyny lekarzy-katolików.
Dziś pisałam o tym dla TC, bo trudno przejść do porządku dziennego nad chmurą obłędu religijnego i obsesyjnego zainteresowania genitaliami (uznanymi za święte, mimo oczywistych dowodów, że są masowo używane do nieświętych czynności).
Nie mam nic przeciwko temu, żeby każdy uświęcał własne narządy, ale odwalcie się od moich, pasterze.
A – tym bardziej – dochtorzy.
Zajmijcie się swoją własną moralnością i zadbajcie o komfort pacjentów.
Nie na odwrót, do diabła!
Zgadzam się z tym, że sumienie jest i powinno być jednym z kryteriów przy podejmowaniu decyzji. Nie tylko w medycynie. Używanie sumienia należałoby rozpocząć od zwalczania w sobie samym umiłowania korupcji, nieuctwa, fałszerstw naukowych i zachłanności.
Jak widzicie, wkurzyłam się na serio.
Wierzcie mi, nikt nie sieje takiego zgorszenia, jak „gorliwy katolik”, pragnący różańcem zatrzymać kondukt pogrzebowy.
Tylko usiąść i płakać. I nawet to jeszcze za mało…
PS Fotografie są już nieco historyczne, bo zarówno koty jak i ogród rosną szybciej, niż wola fotografowania.
Tylko żuraw jak łaził, tak łazi.





a niech sobie chowają generała gdzie chcą, jemu to …a niech podpisują żarliwe deklaracje byle by złożyli wypowiedzenia z państwowych etatów, do Szczecina proponuje gumofilce to jednak wygodniejsze zawsze można zdjąć jednego i przypier…nerdowi czy inszemu troglodycie nachalnemu…ale co tam Szczecin ładne miasto a piękno łagodzi obyczaje
ps. pani żurawica cudo, obrazek ogrodniczy boski .serdeczności zasyłam podwójne niczym tęcza

Mam jeszcze glany (ze stalowym wzmocnieniem) firmy CAT, z czasów pracy na wózku widłowym. I do tego moją filmową kieckę od Zienia (trochę jedzie starzyzną, ale to jej tylko dodaje szyku!), na łeb wianek z ziół, w dłoń miotłę brzozową dla zdrowotności i jazda na Szczecin. I brody nawet nie muszę zapuszczać, żeby wszyscy odębieli i zesłupieli. No nie? Pozdróweczka!
Zacznę od końca, czyli od ogrodu…
NIE WIERZĘ, choć właściwie powinnam, pamiętając swój pierwszy raz w ogrodzie, że siejąca i sadząca pierwszy raz, zbierze takie przepiękne plony.
Aniu, Twój ogródek jest przecudny i wypełniony dobrem po brzegi. Bajka. Wielkie gratulacje… pesymistko:-)
Mój wygląda tak, jakby go wcale nie było, ale dużą część pożarły żółte mrówki i muszę kilka warzywek posiać jeszcze raz.
Koteczki są przecudne, pytam wszystkich i wszędzie, ale to nie jest łatwe… niestety… ale kolejna dostawa wychodzi we wtorek
Odnosząc się do pozostałej części… skwituję krótko…od rana do nocy na mszy, a diabła za kołnierzem nosi.
Nie chcę obrażać katolików i nie mierzę wszystkich według wszystkich, ale to właśnie Ci najbardziej wierzący, praktykujący, to zwykli dewoci, hipokryci i nie mają ŻADNEGO pojęcia, jak tę gorącą wiarę wykorzystać.
W większości mąciciele nie odnoszący się w żaden sposób do przykazań i zwykłych ludzkich zasad moralnych. A sumienie częstokroć to dla nich obce, kompletnie niezrozumiałe pojęcie.
Jaruzelski – też mam za sobą te czasy i doskonale je pamiętam, ale to po prostu człowiek, który umarł i należy człowieka pochować. Dylemat, gdzie i w jaki sposób? Nie ma dylematu. Rodzina powinna o tym decydować i nikt nie ma prawa w tym przeszkadzać, ani tym bardziej urządzać takich (delikatnie ujmując) przedstawień.
Poza tym, tak czy inaczej, był głową państwa i tak powinien zostać pochowany.
A tu właśnie najwięcej mają do powiedzenia Ci, którzy jeszcze dokładnie od cyca nie odeszli, którzy wiedzą, kim był Jaruzelski z opowieści, bądź netu.
Szczerze? Takich właśnie chyba bym dziś spałowała.
Nie tych, którzy pamiętają te czasy, nie tych, którzy przeżyli wtedy osobiste tragedie. Ci ludzie mają prawo wypowiadać się, ale… niech sami też pamiętają, że chcieli pochować swoich bliskich we właściwy i godny sposób, a nie zawsze było im to dane.
Ludzie, którzy mają się za gorliwych katolików… to oni powinni o tym pomyśleć… na trzeźwo… bez emocji… zaglądając w głąb swojej wiary… chyba nie spełnionej…
A, dzięki Amka. Za podzielenie się przemyśleniami i za miłe słowa.
Poznalam dziś nowe słowo: hortikuloterapia:)
Podoba mi się.
I felinoterapia.
Dzięki tym terapiom jestem zdrowa na umyśle mniej więcej.
Amka, ratujesz koty od głodowej śmierci, wiesz to, prawda?
Co to są żółte mrówki???????
Aniu, ogrod przesliczny i na tle teczy cudowne sie prezentuja Ty i Twoje dzielo- jak widac pielegnowane i dogladane z sercem.Dzieki za minuty smiechu na wyobrazenie Szczecina i Ani wystapienia „bez brody”-uwielbiam Twoje okreslenia.Ale drzwi od limuzyny ktora zajedziesz niech otworza ochraniarze i klaniaja sie w pas. Ja otworze szampana i wypije sama na Twoja czesc, bo nikogo tu u mnie nie ma.Nie podlega watpliwosci, ze Dziunia przebije wszystkich.Jaruzelski niech odpoczywa w Pokoju, bo to tez czlowiek a koty…pytalam, ale nie ma na razie chetnych do adopcji
To są po prostu żółte mrówki
Gryząca plaga, która wyżarła całą sałatę, ogórki i coś tam jeszcze. Rozsypałam trochę jakiegoś proszku, który ma je przegnać i trochę się udało:-)
A przybliżysz znaczenie tych słów???
Brzmią kompletnie obco, i co to za terapia???
Mój umysł też przydałoby się ozdrowić.
Wolę nie myśleć w ten sposób o znaczeniu moich przesyłek. Po prostu są i tyle.
Na pewno bez nich także byś zadbała o kociaki, wszystkie, tylko może z jeszcze większym poświęceniem.
Kiedy maluchy przestaną Bunię eksploatować, to bardzo szybko dojdzie do siebie i będzie znów piękną i dorodną kocicą
A`propos… i będzie zaraz kolejna ruja i.. itd…
Pierwsze to terapia pracą w ogrodzie a drugie… kotami.
Dlatego Twoja przesyłka to była nieoczekiwana deska ratunku, bo chcieć dbać a móc dbać, to dwie różne rzeczy w tym świecie opartym na mamonie.
A więc to są żółte mrówki! Widziałam jedną rozjechaną na drodze koło Starej Wsi – taka z kolcami, to ona?
Wiesz, Amka, to długa i smutna historia, ale ktoś, kto obiecywał mi realną pomoc z wykarmieniem kotów wypiął się na mnie serdecznie, na pożegnanie mówiąc: szczęść Boże, Aniu
Zeniu, w jakiej lektyce??? To znaczy limuzynie? Kogo? Mnie? E, no chyba tylko jeśli mnie z kimś pomylą:)
Dziękuję Ci za optymistyczną wizję!
No jeśli Ty widziałaś rozjechaną z kolcami, to na pewno nie było to, co ja widziałam:-)
To ja tez się wypinam na tego… pożal się Boże…
Damy radę
Teraz już coś trzeba dla juniorów :-), bo cycek Buni to będzie tyle co nic.
Koty mnie zdecydowanie uzdrawiają, a ogródek jeszcze nie :-), ale pewnie przyjdzie ta chwila.
Wczoraj przeżyliśmy trudne chwile: Bunia-kot zniknęła na … 28 godzin. Całe zdarzenie było dziwne, pełne grozy, nadaje się do opisania w ramach gatunku THRILLER SAJENS FIKSZYN.
Ufff. Wróciła dziś nad ranem. Wygląda, jakby przedostała sie z innego wymiaru. Ale karmi, myje i pieści swoje niedoszłe sieroty…
Najpewniej po prostu musiała odetchnąć, a już wie, że maluchom nikt nie zrobi krzywdy.
Że głodne? Już dziś wytrzymają trochę dłużej bez mamy, ona o tym wie, tydzień wcześniej takie wydarzenie nie miałoby miejsca.
Tak może się zdarzać częściej
Udałam się rankiem do biblioteki. Wypożyczyłam 7 książek,jak zwykle trochę przypadkowych.Godzinę temu skończyłam czytać „Dziunię”.Nie wiedziałam o niej!Jestem po prostu bardzo szczęśliwa, że przeczytałam Pani książkę.Trochę jakby w euforii!Zachwyca mnie język,rodzaj humoru,przenikliwość obserwacji ludzi- tego ich niebezpiecznego a nieuświadomionego (chyba)okrucieństwa,te sytuacje- takie prawdziwe;znamy podobne w bliższej czy dalszej rodzinie.Świetne powiedzonka- i te przypomniane i te „poprawione” przez Dziunię- wszystko jest znakomite.Książka jest przede wszystkim prawdziwa, aż chce się krzyknąć „tak właśnie było!”Zresztą tak też jest… Czułam się podobnie dotąd tylko parę razy- przed laty, kiedy obejrzałam „Dzień świra” z Markiem Kondratem (uczyłam kiedyś polskiego),kiedy przeczytałam książkę Barbary Samson „Życie po mężczyźnie” i po filmie Smarzowskiego „Dzień zły”.Kiedy obiecany ciąg dalszy??? Czytelniczka ze Szczecina
Dziękuję za miłe słowa, najwyraźniej Szczecin jest bardzo życzliwym miejscem!
Dalszy ciąg już na finiszu, chyba, że padnę tuż przed metą:)
Kocie plemię otrzymało paczkę z pysznościami od „cioci” Amki!
Przyjechała Fedexem, z panem klnącym pod nosem „co to za zadupie„:)))
Cieszymy się tu ogromnie, a mnie nawet na chwilę przestało boleć to, co mnie boli. Oj, ludzie, ledwo łażę, a właściwie czołgam się… No, to czołgiem!
Niedługo bedą nowe fotki smarkaterii.
Ludzie, do cholerrrry! KTO CHCE KICIUSIA???? Nie dziś, ale za kilka tygodni…
Kiciusie są dobre, kiciusie leczą z narcyzmu, pacanizmu i z parchów. Felinoterapia!
Ania, rozpytuję i czekam na wieści od chętnych…
Ten Fedex to przekleństwo, ale… dobry, bo tani:-)))
Jeśli mogłam ulżyć choć trochę w cierpieniu, to jestem bardzo usatysfakcjonowana:-)
Z chętnymi na kiciusie słabo – ludzkość wokół dzieli się na tych, którzy już mają co najmniej jednego i więcej nie wezmą oraz tych, którzy kiciusiów mieć nie mogą albo nie pragną.
A wyślij mi na maila parę fotek – spróbuję jeszcze popytać, wyślę też do takich, którzy szukają kiciusiom dobrych domów.