Jak sobie posiejesz, tak się wyśpisz
Z entuzjazmem donoszę, że wzięłam się za uprawę ogrodu.
Z powodów, które nie powinny was obchodzić, jest to pierwszy ogród warzywny, jaki odważam się założyć.
Będąc kompletną ignorantką warzywną, rozpoczęłam od szukania informacji o domowych ogrodach w sieci. Im głębiej się wczytywałam w poradnictwo ogrodnicze, tym szybciej gasła we mnie wszelka radość.
Stopień komplikacji czynności przygotowawczych, ilość niezbędnych narzędzi, maszyn wręcz, a także konieczność noszenia odpowiedniego stroju, obuwia i rękawic wprawiła mnie w rozpacz.
Mając tylko ziemię i nasiona, oraz grabie i patyk, poczułam się zdruzgotana.
Zapłakałam.
I poszłam siać.
A kto we łzach sieje, żąć będzie z radością.
I jeszcze jedno: co posiejesz, to zbierzesz.
Siejesz chwasty – masz chwasty.
Siejesz wiatr – zbierasz burzę.
Ze smutkiem myślę o tym, co zbiorą za lat kilkanaście matki, które wystawiają swoje dzieci na widok publiczny, jak na wystawie psów rasowych czy kotów, albo szczurów.
Przeczytałam o wyborach małej miss i małego mistera (nie ma mowy, żebym pisała to wielką literą!).
I zdjęcia, a jakże, jak ze strony dla dewiantów.
Dzieci przebrane za dorosłych, uszminkowane, uchwycone w paraerotycznych wygibasach.
Małe wymalowane dziewczynki, stare malutkie, biedne eksponaty.
Karykatura.
Zasiewanie idei rywalizacji o wyjątkową wyjątkowość.
I o wyjątkowo wyjątkową wyjątkowość.
Kto sieje narcyzm, ten zbierze jego owoce, a są one gorzkie.
Każda z tych biednych dziewczynek będzie sobie roić o życiu księżniczki. A później pozna prawdziwą cenę, jaką księżniczki płacą za wszystkie zbytki i przywileje.
A jeszcze później wydrukuje sobie nową twarz w drukarce 3D, żeby utrzymać się w obiegu.
Buuu… naprawdę można się wkurzyć.
Wiecie mniej więcej co ja sądzę o rywalizacji.
Ale przypomnę: to straszna, wyniszczająca choroba tocząca pojedyncze umysły i całe zbiorowości.
Rywalizacja z wykorzystaniem malutkich dzieci, tresowanych jak żywe maskotki, to obrzydliwa aberracja.
Nie ma się z czego cieszyć, mamuśki i tatuśkowie.
Kto sieje w radości, żąć może we łzach.
Masz racje Aniu, jak najbardziej.
Jak dobrze poczytac cos madrego.
Pozdrawiam
a co tu czytać , a co tu googlować siać nie marudzić i czerpać z tego radość, jak powiadają lepiej późno niż w cale to a propos ogródka, A nie wyborów konkursowych 😉 serdeczności miejsko-wiejskie zasyłam 🙂
A szpadelek masz? A widły? Bo do kopania widły musowo, szpadlem darni nie ugryziesz.
Pierwszy od zera ogródek warzywny zakładałam na ugorze, bez specjalnego pojęcia o ogrodnictwie, no, dobra, plewić u moich dziadków pomagałam i takie tam, ale specjalnego nołhału nie miałam. Urosło, choć późno siałam, bo już maju, wprawdzie „kto sieje w marcu, zbiera w garncu, kto sieje w maju, zbiera w jaju”, ale zebrałam bardziej w garncu niż w jaju. A ogóry, które posiałam nad brzegiem stawku, coby same sobie wodę ciągnęły, obrodziły jak szalone.
Ty nie czytaj porad, rób zagonki i siej. Coś urośnie, a że nie jak w poradnikach? No i co z tego.
Zeniu, nie zawstydzaj mnie, bo sobie o mało oka patykiem nie wydłubałam z wrażenia…
Kay, bo ja chciałam zrobić wszystko perfekcyjnie. No wiesz, ta nerwica natręctw:))
Serdeczności gminne!
DoDo no posiałam. Wiesz, zrobiłam śliczne zagony (coś jakby nagrobki), posiałam różne takie, już koło południa były posiane. I nie wiem… byłam przed chwilą oglądać, ale nic nie urosło…. A minęło już tyle godzin! Taka jestem rozczarowana…
perfekcyjna pani domu na 2 cale, e tfu na 2 palce 🙂 wiem, wiem syndrom NN, mam to samo po cztery razy sprawdzam czy „zamknięte” ale „jezuska” w stópki przed wyjściem do pracy nie całuje tylko dlatego, że nie wisi na odpowiedniej wysokości 😉 po dwukroć pozdrawiam !!
A co powiesz o wyłączaniu żelazka? To znaczy o sprawdzaniu, czy wyłączone?
Bo ja już trzydzieści lat temu pozbyłam się wszystkich żelazek z domu.
A spluwanie na widok czarnego kota? I przez które ramię? Powiadają, że najlepiej przez lewe…
Pozdrawiam Cię w Dniu Świrniętego Świra, Kay.
o żelazko martwi się córka, ja też nie używam, czasami jak już jesteśmy poza domem sobie przypomni i się głośno zastanawia czy oby na pewno je wyłączyła cóż…zdarza się 😉 odnośnie kota ….hm, dodaje gazu i po problemie 🙂 pozdrawiam cytując mistrza świrów; „Ileż to razy w myślach osiągałem wszystko. Udało mi się tylko nie być komunistą.” to dobry cytat, w sam raz do prac ogrodowych!!!
Moja znajoma przed wyjściem z domu fotografuje WYŁĄCZONE żelazko. Żeby móc sprawdzić, jak już jest poza domem, czy na pewno wyłączyła.
Aniu, ale jak już w końcu wzejdzie, to może nie wygrzebuj z ziemi, żeby obejrzeć, ile od spodu urosło, jak niejaki Tadzio w „Ani z Avonlea” 🙂
A, poza tym donoszę, że dziś widziałam w parku na stawie pierwsze małe kaczęta, dopiero co się ulungłe :)I mam taka nadzieję, że zimno nie przyjdzie jednak.
A mój ulubiony cytat, Kay to… „zdarza się„.
:))
Nie będę wygrzebywać. I poprosze koty, żeby nie grzebały. Bo pragną. Grzebać:)
Miałam kiedyś tę niewątpliwą przyjemność, by siać, sadzić i zbierać owoce mojej pracy. Później mogłam uprawiać ziemię wyłącznie w doniczkach 🙂
Ale tak się pięknie zdarzyło, że otrzymałam „w dzierżawę” kilka grządek, które mogę zagospodarować według uznania. Posiałam po trosze wszystkiego i też oczekuję wzejścia. Z, podobną Twojej, niecierpliwością 🙂
Siej Aniu, sadź i zbieraj. Ten ostatni element jest bardzo przyjemny. Zdarza się, że trudno uwierzyć, że to plony własnej pracy 🙂
Dzięki Amka! Mnie już trudno uwierzyć, że z nasionka wyrośnie coś jadalnego i że w ogóle wyrośnie. Ale jak zeżrę, to uwierzę:))
Tak będzie… i bedziesz miała wrażenie, że nic lepszego w życiu nie jadłaś 🙂