Felietony

Aj em znowu trendowata!

Teraz już nie wierzę w żaden zbieg okoliczności.

Żadne okoliczności nie biegają w ten sposób; obrażając rachunek prawdopodobieństwa daleko by nie dobiegły. Ale o co chodzi?
A chodzi o to, że:

Czas temu (nie pamiętam jaki) zaśmiewałam się na tym blogu, że świat mnie naśladuje, dla zmylenia nadając swoim poczynaniom ohydne nazewnictwo. Brzmiące tak, jakby wykryto nowy rodzaj aberracji behawioralnej.

Pisałam o tym, że według półświatka celebrytów mój styl życia nazywa się dałn-szifting.
Downshifting.
(Przypominam – to nie jest nazwa brzydkich rzeczy robionych pod kołdrą.
Nic z tych czynności, które inspirują posłankę Pawłowicz do jej emocjonalnych występów. )

Downshifting oznacza, że nie mam kibla, piorę kijankami w rzeczce Zdziwójce (no, bez przesady!), do sklepu jeżdżę kocim zaprzęgiem i sypiam w czapce na sienniku z pluskwami. I jestem w tym wszystkim very cool. Czyli trendy.

Fakt, że dopiero od niedawna.
Wcześniej to było kwakanie, gdakanie, kiwanie fiokami, westchnienia, wymienianie spojrzeń za moimi plecami, co oznacza w języku stadnym, że padło mi na mózg. Że stado uważa, że mi odwaliło pod kopułą. Dopiero jak pisma kobiece napisały, że wiocha jest modna, to skończyły się domysły na temat stanu mojej psychiki.

Oczywiście, że jestem trendy, czyli trendowata, nawet jeśli nie hoduję pluskiew w wyrku.
To świat zazwyczaj za mną nie nadąża, bo jest zbyt zajęty obsesyjną stymulacją układu nagrody w zbiorowym mózgowiu.

Od czasu do czasu mainstream mnie dogania. A ponieważ, jak już wspomniałam, nie wierzę w takie zbiegi okoliczności, sądzę, że jestem inwigilowana z kosmosu.
Albo z hadesu.

Bo jak inaczej wyjaśnić pojawienie się – oj, aż się boję – Intermittent Fasting?

Sama nazwa brzmi jak przerażające, nieopisane, wyrafinowane, niewyobrażalne, okrutne tortury wymyślone przez jakiegoś sikfaka z filmu braci Cohen.

Ale spoko ziomale.
Tym razem brzydkie słowo dotyczy stylu żywienia, czyli tego, co, w jaki sposób i kiedy wtykamy do gęby, przełykając.

Z jakiegoś powodu ta czynność jest niesamowicie ważna, chociaż jej skutki są u wszystkich bez wyjątku takie same.

Jest tak ważna, że ludzkość potrzebuje nieustającego wsparcia, żeby obsłużyć własny przewód pokarmowy.
Dowód: najlepiej sprzedają się poradniki kulinarne (jeśli nie liczyć pozycji opluwających bliźniego i jego rodziców i innej pornografii).

I oto pojawia się zupełnie nowy nurt.
Nurt ascetyczny!

No dobrze, dla mnie nie jest on wcale nowy.
Przeciwnie – już wiele wycierpiałam z tego powodu, można mnie nawet nazwać męczennicą intermitentfastigową.
Ileż musiałam się nasłuchać o tym, co mnie spotka, jeśli nie zacznę jeść jak ludzie! Czyli bez przerwy.

Wyłysieję.
Zbrzydnę straszliwie po czym zniknę.
Zmienię się w ciepióra.
Umrę.

Zważywszy, że od lat dziesięciu jadam jeden lub (w porywach) dwa razy dziennie i jestem całkiem żwawa, wszystkie te proroctwa mogę uznać za próby nawrócenia mnie siłą na religię żarcia aż do porzygania.

Ludzie całkiem nieźle znoszą fakt, że jestem abstynentką i powstrzymują się od komentarzy.
Ale to, że jem skromnie i rzadko, ooo, no, teeego już napraaawdę za wiele.

Do dziś dźwięczą mi w uszach te piszczące i kwaczące, sztucznie zatroskane, napominawczo-protekcjonalne uwagi koleżanek, podtykających mi drugie śniadania, trzecie śniadania, chrupki, srupki i zupki z proszku.

Ale oto znowu pisma kobiece (wyrocznia Pana!) potwierdzają, że ze mną wszystko okej, tylko świat nie nadąża.

A teraz już nadąża i wszyscy będą otwierać sobie „okna żywieniowe”, aby w nich jeść, a poza nimi pościć.

Pośmiałam się, wystarczy.
Popieram praktyki ascetyczne, popieram je całym sercem, bo dzięki nim o wiele łatwiej odczuwa się przyjemność.
Hiperstymulowanie układu nagrody prowadzi do żałosnego stanu otępienia i nabytej anhedonii.

Tymczasem uporczywym żarłokom powiem, że świat dziś wygląda apetycznie, jak wielka, lakierowana beza.
Na warstwę śniegu spadł wczoraj lodowy deszcz i wszystko razem zamarzło.

Na kruchej, gładkiej i lśniącej powierzchni śniegolodu ślizgają się i rozjeżdżają na wszystkie strony kocie łapki. Dwanaście kocich łapek. Grają w hokeja soplami, spadającymi z dachu stodoły.

Pode mną powierzchnia bezy załamuje się i wpadam po kolana w miękkość.
Pękam ze śmiechu.

11 komentarzy

  1. ….dziś ascetycznie
    TEKST CUDO . MNIAM, PYCHOTA. POZDRAWIAM PEŁEN ZACHWYTU.
    KAY

  2. ACH!
    JAKA JESTEM Z SIEBIE DUMNA: SKRĘCAM SIĘ Z DUMY, ROSNĘ, UNOSZĘ SIĘ, PUCHNĘ, PĘKAM… BUUUUM!!!!!…
    …wracam do ascezy

  3. Gołąb Dziubas, Sroka Nimfetka i ja nie rozumiemy świata ludzi a już zwłaszcza ludzkiej nachalnej omnipotencji nazewnictwa wszelakości. Jakby to, że kot sobie mruczy albo ociera wąsami w ciemności o piec, nie mogło by się zadziać bez ludzkich aparatów mowy podłączonych do OUN czyli Ogólnoludzkiego Urządzenia Nieboraków, które wszystko odpowiednio nazwą i wypowiedzą wyniosłym i pewnym siebie tonem głosu.

    Mój skromny świat i światy moich podopiecznych bliższy jest żywotowi Dziubasa, więc ja ten artykuł bardzo łapię w lot.

  4. Dżoann, omnipotencja (a raczej jej złudzenie) w wyjaśnianiu świata sięga głębiej i rozleglej: oto ponoć istnieje różnica jakościowa między downshiftingiem a dziadostwem, między intermittent fastingiem a obsesyjno-zegarowymi zaburzeniami odżywiania, a nawet między neknomination a waleniem w szyję pod sklepem w Dupkach Małych.

  5. „Tym razem brzydkie słowo dotyczy stylu żywienia, czyli tego, co, w jaki sposób i kiedy wtykamy do gęby, przełykając.
    Z jakiegoś powodu ta czynność jest niesamowicie ważna, chociaż jej skutki są u wszystkich bez wyjątku takie same. ”

    Sie mi podoba tak radykalne oburzające i wręcz szowinistyczne.. przedstawienie sprawy :))
    Jestem ciekaw co na to dżender stiudys i ks.Oko ?

  6. Pisma kobiece to raczej wyrocznia Pań, a nie Pana…

    Chyba że czegoś nie zrozumiałem. Jeśli tak,to proszę minie tłumaczyć – i tak na pewno nie zrozumiem. I nawet nie chcę.

  7. Cyt. „sądzę, że jestem inwigilowana z kosmosu.
    Albo z hadesu.”

    …albo z sedesu, którego nie masz 😉

  8. Wyrocznia Pana” – figura stylistyczna, wskazująca prorocze części wypowiedzi:)

  9. Czytałem to wcześniej i miałem nie drążyć, ale jednak drążę 🙂

    Tam nie było cudzysłowu Pani Aniu.

Leave a Reply