Humoreski ponure, Tygodnik Ciechanowski

Papież w bursztynie

Ostrzegałam, że tak się może stać. Nie dlatego, że jestem prorokiem (panią prorok), bo na moje wielkie szczęście nie jestem. Lecz pewne rzeczy są po prostu oczywiste i nawet założenie na łeb durszlaka jako klatki Faradaya nie chroni przed ich postrzeganiem wszystkimi zmysłami. Chroni?

Ostrzegałam, że papież Franciszek może stać się modą. I że kiedy już tą modą się stanie, przestanie być papieżem żywym. Nie będzie już rosą ożywczą, która uratuje spękaną glebę naszych serc. Będzie papieżem użytkowym, towarem papieżopodobnym, marką, ikoną. Zostanie spacyfikowany. Będzie tylko kwiatkiem do kożucha. Pojawi się moda a la Franczesko. Prada, Zień i Przetakiewicz na wyścigi zaprojektują „ubiór ubogiego” dla kolekcji bożonarodzeniowych. Wśród modeli wyróżnią się luźne tuniki unisex, skrojone na wzór szat Chrystusa Ubogiego, szyte z najlepszych materiałów (w Tajlandii i Chinach za dwa eurocenty na godzinę dla szwaczki). W wersji ekskluziw będą wyszywane szmaragdami, ale po lewej stronie, żeby nie rzucały się w oczy, jak u jakichś nowobogackich ćwoków. Do tego biedniutkie, proste sandały od Jimmy’ego Choo, plecione z rzemieni pozyskanych od pytona, a od strony podeszwy dyskretnie pokryte dwudziestoczterokaratowym złotem i kryształami Swarovskiego. Tak ustrojony franciszkofil, siedząc w knajpie u biedaczyny Gesslera, pogryzając hamburgera z białą truflą i jagnięciną z karmionych mlekiem baranków z Pirenejów, będzie mógł się poczuć prawdziwym dzieckiem bożym.

I o to chodzi! Jeśli wybiera się kogoś Człowiekiem Roku magazynu „Time”, to nie po to, żeby zajmował się prawdziwymi ubogimi, a tym bardziej reformami moralnymi w Kościele. Już prędzej po to, żeby przydał się jako logo na sprzedaż. A przy okazji (albo jako ukryty cel główny, a czort znajet) po to, żeby Franciszka unieszkodliwić. Pomysł stary jak świat, w filmach wyświechtany aż do dziur w mózgu, że przypomnę choćby świetnego „Adwokata diabła”. Zaiste diabelska to sztuczka uczynić ze skromności i pokory przedmiot uwielbienia dla mas. Patrzmy na Franciszka, zamiast tam, gdzie Franciszek spogląda. Naśladujmy jego skromność, pyszniąc się własnym naśladownictwem. Genialne, prawda?

Czy oglądaliście serial „Fringe”? W jednym ze światów służby specjalne mają sprytny gadżet: aerozol, który zastyga w bursztynową masę, aby – nie zabijając – uwięzić wszystko, co groźne, łącznie z ludźmi. Tacy „zabursztynowani” nie są martwi, choć trudno ich uznać za żyjących, skoro nie mogą ani mrugnąć, ni odetchnąć.

Bursztyn w aerozolu rozpyla się tam, gdzie występuje jakaś anomalia. Anomalia bowiem oznacza niestabilność. A niestabilność prowadzi do katastrofy.

Franciszek jest anomalią. Naruszył błogi spokój systemu, sięgnął do zakurzonej Ewangelii i na dodatek wcale nie żartował. Udowodnił to kilkoma spektakularnymi dymisjami. Przy okazji oćwiczył rózeczką całe zastępy leniwych, tłustych kapłonów, przypominając, że są kapłanami. Że to zobowiązuje.

Papież wytworzył pole niestabilne – pole przyjazne ubogim i wykluczonym. Rzekł: „Wstań z tego wyra, gnuśny, zachłanny, pożądliwy klecho, pokutuj i idź służyć, jak się zobowiązałeś”.
Oczywiście powiedział dużo więcej i o wiele mądrzej, niż brzmi moja parafraza. A to się spodobać nie mogło.

Co innego głosić ubóstwo, a co innego w nim żyć. Czym innym jest nawoływać do miłości bliźniego, a czym innym miłość tę praktykować za darmo. Łatwo jest zachęcać innych do czystości, trudniej utrzymać łapy przy sobie.

Papież, moralny odnowiciel, dający przykład? To zbyt wielka anomalia, zdolna rozpierniczyć cały syty i błogo spoczywający na laurach Kościół powszechny. Trzeba Franciszka jakoś zneutralizować. Wieszanie na nim psów odnosi skutek przeciwny do zamierzonego – budzi sympatię i współczucie. Więc należy podejść go z innej strony: spryskać pychą w aerozolu, postawić mu pomnik, nakręcić o nim film z Banderasem w roli głównej.

Ups! Nie zgodził się na pomnik! Kazał bałwana zburzyć!

To… zróbmy go Człowiekiem Roku, może temu się nie oprze. Znajdzie się w gronie takich fajnych gości, jak Stalin, Hitler, Chomeini, król Fajsal, Chruszczow, Deng Xiaoping i… komputer. To mi dopiero coś!.

Felieton został opublikowany w Tygodniku Ciechanowskim nr 51/2013

4 komentarze

  1. Proponuję bombkę z papieżem na choinkę, co tam bombkę czubek to dopiero będzie hicior…taki „swąd świonteczny” poczułem…ja tam dalej pamiętam o jego kolaboracji z huntą wojskową i mordami politycznymi…i jedyną wiarę jaką teraz wyznaje w temacie katolików to wiara w to, że wrócą do katakumb i tam już pozostaną ….a koło historii zatoczy kolejny krąg.AVE PAX 🙂 SERDECZNOŚCI ZASYŁAM. Jak tam palenie? Żywię, że jeśli już tylko w piecu 😉

  2. Kay, zaiste NIEpaląca jestem:)
    Tylko pod kuchnią, szczapami i drewnem, a i nieco węgla dla większej czerwoności.
    A fajek – zero!
    Nawet mniej niż zero – zerunio!

    Do katakumb już sobie zeszłam, spokojnie tu i przytulnie, pokus niewiele a okazji do dobrych uczynków mnóstwo:))

  3. Słucham często m.Anioł pański o 12. W ostatnią niedzielę padło tyle pokrzepiających słów, podnoszących bezradnie zwieszone ręce. To, co Franciszek mówi jest głębokie i wymowne.

    Nie każdy Jego słowa jest w stanie zrozumieć. Doznałam lekkiej konsternacji, kiedy W.Cejrowski (jak dotychczas mimo jego silnego radykalizmu miałam go za jako tako osobę inteligentną – jedynie deptanie (znowu na wizji!)niejakiej Frytki z seks na wizji w programie, który tego łaknął i takiego celu nie wykluczał, uważałam za cios poniżej pasa) zaczął wygadywać te straszne androny o buciorach i miałkich kazaniach Papieża.
    Skonfnudowałam się zupełnie, kiedy doczytałam ów wywiad do końca i właściwie pomyślałam, że to jedynie jakiś rodzaj monodramy, w której podróżnik między słowami przyznaje się do niechęci wobec Latynosów (Papież ma takowe korzenie) i jako żywo zwykłej samczej zazdrości (gdzie sra, a gdzie tyłek ma i w ogóle gdzie Cejrowskiemu do Papieża).

    Papież, mam szczerą nadzieję, się obroni. Ma 77 lat i dopiero rozpoczął Swój pontyfikat, więc na filmy o nim mamy jeszcze mnóstwo czasu.

  4. Ha-ha-ha, Cejrowski. Hahahahahahaha, przepraszam, ale dostałam ataku śmiechu, próbując doszukać się jakiejś myśli (lub innego zjawiska elektrochemicznego) w jego wypowiedzi. Cymbał grzmiący z niego.

Leave a Reply