Opowieści i ich przeciwieństwa
Tytuł tego felietonu wziął się z innego strumienia myśli.
Ze strumienia dziuniości, jak się pewnie domyślicie bez trudu.
Dwadzieścia dziewięć tysięcy dwieście siedemdziesiąt cztery słowa liczy dziś druga część dziunioopowieści.
29 274.
Jestem mniej więcej w połowie, a w każdym razie minęłam już punkt bez powrotu.
Punkt bez powrotu w moim przypadku oznacza, że nie korci mnie już, żeby wszystko wypieprzyć do kosza i zacząć od nowa. To już za mną.
I jeszcze coś odesłane zostało w przeszłość.
Osiem tygodni.
Pragnę starannie zapisać w pamięci ten psychofizjologiczny fakt: Zespół postpalackich objawów abstynencyjnych trwa u mnie osiem tygodni.
I ani dnia krócej.
Jeśli kiedykolwiek przyjdzie mi ochota złamać abstynencję, to niech łaskawie pamiętam, że w następstwie jednej błędnej decyzji czeka mnie osiem długich tygodni, wypełnionych palackimi majakami na jawie.
Podobno istnieją ludzie, którzy palą od czasu do czasu.
Ja do nich nie należę.
Jeśli już kultywuję jakiś nałóg, to w dawkach bliskich letalnym.
A dziś jest kolejny dzień mojego niepalącego życia i jest wolny od wszelkiego abstynenckiego nieszczęścia. Sprawdziłam dokładnie wszystkie ciemne kąty swojego umysłu. Panuje w nim błogosławiona cisza na temat palenia.
A skoro tak, to jestem w tym obszarze wolna.
Dajcie mi się tym nacieszyć i nie piszcie, że będą nawroty.
Ja to wiem.
Ale co będzie a nie jest, nie pisze się w rejestr.
A poza tym:
Może będą.
Może nie.
Jak zwykle.
Odzyskałam zdolność pisania bez leżącej obok paczki papierosów (czekającej, aż zrobię sobie przerwę na „nagrodę” za pracowitość). Zgodnie z oczekiwaniami, czuję się odrobinę mądrzejsza, choć nie na tyle, żeby się sobą zachwycić.
Jeszcze.
Żartowałam.
Ja nie posiadam tej wtyczki i podobnie jak Dziunia nigdy nie jestem z siebie zadowolona.
Nawet nie wiem, jak to się robi.
Ani czemu to miałoby służyć w dowolnej skali…
Jak na listopad, jestem wyjątkowo ożywiona.
Jak na osobę, której właśnie wyciągnięto krzesło spod dupy, jestem absurdalnie radosna.
Dowodzi to tylko jednego: im trudniejsza jest moja życiowa sytuacja, tym lepiej się czuję.
To z kolei dowodzi jeszcze czegoś innego: jestem szalona jak nie wiem co!
Albo wręcz przeciwnie.
ładne to wiiklinowe pudełeczko 🙂
JEST DOBRZE 🙂 błogosławiono ciszo umysłu i ciała na temat palenia – Trwaj wiecznie!!! Pozdrawiam Szaleńczo albo wręcz przeciwnie. Kay ps. w maratonie kryzys zaczyna się po 35km, ale to tylko liczby…
Jaki szpan – dwie komórki, laptop „Acer”… 🙂
Kojarzy mi się to zdjęcie, jak Pawlak robił,żeby Jaśkowi wysłać do Stanów… 😉
A co do tego niepalenia. Pani Aniu,może trochę opowieści jak zmysł węchu się wyostrzył, zmysł smaku…
No i najważniejsze – czy tyjesz teraz, czy może niepalenie nie wpływa negatywnie w tej kwestii?
Pytania niedyskretne, ale czy zawsze muszą być dyskretne? Ja zadaję niedyskretne 🙂
Pytanie to pytanie. Nie każę przecież koniecznie na nie odpowiadać.
Ja, kiedy nie paliłem, to ani nie jadłem więcej, ani nie piłem, ani nie tyłem, al;e przecież nikogo to nie interesuje, więc nie będę rozwijał tematu 🙂
Miłego weekendu wszystkim życzę (palącym i niepalącym).
Aha! To pytanie chyba do niedyskretnych nie należy. A Łysy pali?
Mi się bardziej podoba ten stół, niż koszyk. Koszyk, jak koszyk, a stół… pierwsza klasa. Poważnie.
Masz rację, Rollinsie. Powinnam się wstydzić, bo tak wypasionych gadżetów nie ma nikt w promieniu roku świetlnego. O, ja szpanerka nowobogacka, jaki szpan. Olaboga!
A ja podtrzymuję pudełeczko 🙂 bardzo ma Pani Psycholog Kocia Squaw wdzięczne i Krzyżyk srebrny!
Wstydzić? A czego skromności życia? Aaaaaaa tego że nie ma porsche cayenne? No, tak nasze życie usłane kolcami, róże lecą pod błękitne stópki posłom.
Łysy nie pali, a ja nie tyję:))) drogi Rollinsie
A… bo chciałam was na chwilę zaprosić do miejsca, w którym każdego (niemal) poranka siadam se i piszę… oj tam..
Zasiadam z Toba i musze przyznac, ze dobrze mi z ta wyobraznia. Ciesze sie na druga czesc Dziuni. Zdjecie jest przesliczne i mowi samo za siebie.
Aniu – zmotywowalas mnie -bylam i jestem niepalaca ale to jest moj 5 tydzien bez cukrow zatruwajacych moj organizm, bo ja nie mialam w tym umiaru – odtrucie przetrwalam – ciezko bylo a teraz – owoce w miejsce slodyczy. Nie chce nawrotow, one nie maja prawa wrocic.Do Ciebie tez nie zabladzi zaden nawrot, bo tak ma byc. Ciesze sie tym listopadowym , mokrym i zimnym czasem, bo tez minie.Pozdrawiam
Zeniu, brawo. Znam kilka osób borykających się z nałogiem batonikowo-ciasteczkowym i wiem, że wilczy głód potrafi skręcić człowieka w chińskie dzień dobry. Dlatego raz jeszcze:BRAWO.
Ja, jak widać, zapraszam na herbatkę, a na przekąskę suszone jabłka. Najlepsze są prosto znad kuchni, kiedy są chrupiące. Suszenie odbywa się na siatce metalowej, opartej o polne kamienie:))
Zdjęcie bardzo ładne. Trzeba się otaczać ładnymi przedmiotami, zwłaszcza, gdy jest jak jest.
Ty zawsze będziesz kryształowa. I niepalenie to pikuś dla Ciebie!!!!
Dżo, nie kryształowa, lecz wiklinowa. Czasem betonowa. Ale zazwyczaj szmatława…
Nie, oj co to, to nie! Nigdy się szmatławość do Ciebie nie przylepi ani fałszywość konserwy nie podczepi!
Kryształowość to też trzeźwość umysłu ;-P
Wszystkim walczącym z fajeczkowym głodem życzę ładnych, nowych maleńkich upominków w cenie paczek z ascezą 😉 znaczy się z akcyzą 🙂 !!!! Ale trochę ascezy nikomu jeszcze nie zaszkodziło? Ja np. odpuszczam do 10 łakocie.
„Jak na osobę, której właśnie wyciągnięto krzesło spod dupy, jestem absurdalnie radosna” – wyznaję Ci miłość za to zdanie!
A to obok kawy, w miseczce to suszone jabłka, czy obierki z jabłek?
Znając Panią Anię, to pewnie suszone jabłka, bo obieranie ich ze skórki, to raczej nie w Jej stylu.
A chociaż starość (i uzębienie) nie radość, to czy ja wiem… ? 😉
(no to teraz mam równy wpie..dol 🙁 )
Tak teraz doczytałem. „Nałóg batonikowo-ciasteczkowy” sam w sobie nie jestem jakimś tam złem. Trzeba tylko później odpowiednio to spalić.
A co do palenia, to bardzo mi się podobała kiedyś wypowiedź Tima Rotha w jakimś tam wywiadzie.
Zapytany powiedział, że nigdy nie mógłby zrezygnować z palenia. Bo to… jego pasja.
I czy tak nie można? 🙂 Tylko walczyć z samym sobą, przegrywać, podnosić się, dalej walczyć, i jeszcze i jeszcze, aż w końcu… polec 🙂