Pochwała dojrzałości i rozsądku
Dojrzały człowiek potrafi nie angażować się osobiście w ogólnoświatowe kryzysy.
Czyta, kiwa mądrą głową, wzdycha: cóż, takie jest życie.
Wraca do swoich codziennych wyborów: jarzynowa czy rosół?
Dojrzały człowiek oszczędza emocje na użytek własny.
Dojrzały człowiek zna granice, poza którymi istnieje już tylko zamazana szarość cudzości, niemojości, ichniości.
Dojrzały człowiek wie, kiedy powtórzyć nieśmiertelną mantrę: świata nie zbawię, a nerwy sobie zszarpię.
Dojrzały człowiek patrzy z politowaniem i wzrusza ramionami.
Dojrzały człowiek zdaje sobie sprawę, że jego możliwości są ograniczone i nie próbuje drapać się tam, gdzie go nie swędzi.
Rozsądny człowiek – kiedy coś poruszy jego wrażliwość – kręci głową i pyta: jak tak można?
Ale nie szuka odpowiedzi na to pytanie.
Woli pobyć chwilę w stanie świętego oburzenia, to oczyszcza i odświeża.
Rozsądny człowiek odróżnia to, co może zmienić, od tego co niezmienne, bo zawsze było.
I nie sprawdza, nie wtyka palca w oko cudze i własne.
Rozsądny człowiek przygląda się innym w nadziei, że dostrzeże w ich oczach uznanie dla własnego rozsądku. Pojąć nie może, kiedy widzi w nich rozczarowanie.
Czasem udaje się do terapeuty, żeby zapłacić za potwierdzenie swojej dojrzałości i rozsądku.
Dostaje certyfikat normalności i oddycha z ulgą: tak, sztuka życia polega na szacowaniu korzyści własnej.
Już mu lepiej, to był chwilowy kryzys wiary w swoją najważniejszość.
Myśli: cóż, każdy ma takie same szanse.
I gorąco w to wierzy.
Aż pewnego dnia uporządkowany, dojrzały, rozsądny świat dojrzałego człowieka chwieje się, wali, obraca się w nicość. To, co miało być stałe, okazuje się ruchomym piaskiem.
– Ratunku – krzyczy, kiedy piasek zasypuje mu usta.
– Pomocy – jęczy, wsysany przez takiejestżycie.
Ale dookoła są sami dojrzali i rozsądni ludzie. Zresztą zawsze lubił się takimi otaczać. Widzi w ich oczach to samo, czym tak się szczycił jeszcze przed chwilą; przed katastrofą: dojrzałą i rozsądną obojętność. Może nawet odrobinę współczucia.
Bez zaangażowania.