
Empatyzacja przymusowa
Najpierw dobra wiadomość.
Ludzkość nie cierpi na żadną nową chorobę moralną, nie warto popadać w czarnowidztwo, zadając sobie niemądre pytanie: Dokąd to wszystko zmierza?
Zmierza tam, dokąd zawsze się wlokło, czyli na manowce.
Koniec dobrych wieści na dziś.
Reszta, to tylko płacz i zgrzytanie zębów, o ile ma się jeszcze jakieś zęby. Jeżeli nie zostały starte wieloletnim, rytmicznym zgrzytaniem.
Całe zło, z jakim się na co dzień spotykamy już się kiedyś wydarzyło.
Wiedzielibyśmy o tym, gdyby nie to, że historia jest od początku dziejów nauką zakazaną. Zastąpioną przez nadęte, ponure i bardziej ponure mity.
Od czasu do czasu ktoś nieostrożnie nakłuwa jakiś balon i mit pryska, prawda objawia się w całej swej paskudzie. I rozlega się zbiorowy jęk: ojojoj, więc ten wspaniały bohater/bohaterka to tylko żałosne mniejniżzero, głupi, pazerny, prymitywny i okrutny bożek.
Tyle tytułem wstępu, nie chcę się zapędzać w pesymistycznym jojczeniu, tym bardziej, że pragnę podpowiedzieć rozwiązanie wszystkich problemów dręczących ludzkość od czasów Kaina.
Czy zwraca waszą uwagę fakt, że jeśli ktoś doświadczył cierpienia i doznał ulgi, to staje się lepszym człowiekiem?
Nie trzeba sięgać w mroki dziejów, żeby się o tym przekonać.
Prześledźcie tylko, kto i w jakich okolicznościach postanawia pomagać bliźnim z całych swych sił – zazwyczaj jest to osoba, która sama przeszła to, z czym podejmuje walkę.
Oto ozdrowieniec z białaczki zakłada fundację finansującą przeszczepy szpiku.
Ktoś, kto bezsilnie patrzy na udrękę bliskiej osoby, zostaje odkrywcą nowego leku.
Inny poznał bezdenną piwnicę depresji, więc poświęca czas na wolontariat w telefonie zaufania.
Wszyscy oni, zapytani o motywacje, odpowiedzą podobnie: ponieważ wiem, jak to smakuje, pragnę pomagać.
To proste zdanie jest kwintesencją cechy, która w założeniu odróżnia człowieka od marchwi. Jest nią zdolność współodczuwania.
Empatia.
Kłopot w tym, że niewielu rodzi się z gotową, w pełni wykształconą zdolnością bycia człowiekiem, a nie marchwią.
To, w rzeczy samej, wina paskudnych genów ludzkości, która pozbywała się swoich najlepszych egzemplarzy, zanim zdążyły się rozmnożyć.
Jeśli osobnik (płci dowolnej) zdradzał przejawy szlachetnego dobra, to kończył na krzyżu, w kazamatach, na stosie, w psychuszce, na szubienicy, pod gilotyną, na Syberii…
Bezpotomnie, niestety.
Stąd ten deficyt genetyczny, skazujący nas na radykalizację podejścia do kwestii zawartości człowieczeństwa w człowieku.
Krótko mówiąc, jeśli chcemy, żeby człowiek wykrzesał z siebie jakieś dobro, należy go solidnie oćwiczyć, przeczołgać i sponiewierać.
Po czym puścić i pozwolić działać na niwie niesienia pomocy.
Nie jestem pierwszą, która na to wpadła.
Wyprzedził mnie rektor pewnej uczelni medycznej.
On to, dla poprawy standardów moralnych w służbie zdrowia, obiecał wprowadzić na swojej uczelni zajęcia z empatii.
Za kilka lat, kiedy przećwiczony empatycznie narybek zaludni szpitale i przychodnie, nie będziemy już świadkami śmierci z zaniedbania, kalectwa z powodu tumiwisizu, pomyłek z poczucia pychy i nieomylności.
Nic takiego nie śmie się wydarzyć, jeśli każdy lekarz (i koniecznie pielęgniarka, i salowa) będzie wyposażony w zdolność wczuwania się w cudze potrzeby.
Mam nadzieję, że pan rektor rozumie, iż empatia, podobnie jak chirurgia, nie jest przedmiotem teoretycznym.
Tylko przez praktykowanie można osiągnąć rezultaty.
Ponieważ nie powstał jeszcze żaden program praktycznej nauki empatii, chętnie podpowiem.
Wystarczy trzy miesiące pobytu studenta na trzech wybranych oddziałach w charakterze pacjenta leżącego.
Polecam internę, psychiatrię i chirurgię.
A to przykładowy przebieg zajęć:
1. Pięciogodzinne wołanie o basen, zakończone zesraniem się w pościel, a następnie publiczne obnażenie, przy akompaniamencie szyderstw, wyzwisk i szczypania w odleżyny.
2. Zdejmowanie paznokcia bez znieczulenia, za to z reprymendą za histeryczne zachowanie.
Zresztą, co ja się będę wysilać.
Gotowe zestawy ćwiczeń empatyzujących ułożą pacjenci.
Ale wyłącznie ci, którym udało się przeżyć kontakt ze służbą zdrowia, żeby nikt nas nie posądził o zbędne okrucieństwo.
Jeśli mój program empatyzacji przymusowej okaże się skuteczny, można go będzie w zmodyfikowanej formie rozszerzyć na inne grupy zawodowe, w tym nauczycieli, urzędników i polityków.