Uśpiony fragment kodu
Dziękuję Wam za aktywne przyłączenie się do poszukiwań zaginionego fragmentu rzeczywistości.
W komentarzach (w jednym z wpisów Dżoann) do poprzedniego felietonu mieści się właściwy początek aktualnego wątku.
To tam i wtedy zrozumiałam, że nic nie rozumiem.
Że oto brakuje mi ważnych danych, bez których mogę tylko bezradnie drapać się po łbie
Tam też, wśród komentarzy, znajdują się intrygujące obrazy, które wykonał Kay.
Jedna z tych ilustracji przedstawia mnie w pozycji siedząco-zamyślonej, zastanawiającą się nad istotą człowieczeństwa.
Druga prawdopodobnie dotyczy człowieczeństwa per se.
A teraz proszę tam iść i zapoznać się ze wzmiankowanym materiałem dowodowym.
Mimo wydania ewidentnie błędnej komendy (zdefiniuj człowieczeństwo) otrzymałam prawidłowe odpowiedzi (charakterystyka człowieczeństwa).
Jedna z opcji poszukiwań, zaproponowana przez Kay’a powlokła mnie wszakże na bezdroża, ale za to było ciekawie.
Proponowane pojęcia z końcówką „stwo” zaprowadziły mnie koniec końców do zaułka, w którym wibrowało już tylko błazeństwo-błazeństwo-bezeceństwo-stwo i to w obscenicznym rytmie disco-polo.
Nadal nie mam zielonego pojęcia jak opisać fenomen człowieczeństwa, ale przynajmniej chwytam, czym ono jest.
Otóż jest to nieaktywny fragment oprogramowania, coś na kształt psychicznego wyrostka robaczkowego.
Ten nieczynny wyrostek, z braku lepszego zajęcia, czyli z nudów, zajmuje się selekcją i przechowywaniem rozmaitych artefaktów, wychwytywanych z bliskiego i odległego otoczenia. Część z tych dziwnych fantów żyje własnym, tajemnym życiem i może być przyczyną wielkiego psychologicznego dyskomfortu.
Nazywamy to przebłyskami człowieczeństwa.
Są one uważane za objawy chorobowe.
Dlatego nowoczesna psychologia postuluje całkowitą (radykalną) resekcję człowieczeństwa, dla uzyskania dobrostanu zwanego luzikiem.
Po usunięciu wyrostka odpowiadającego za przebłyski człowieczeństwa, (a trzeba wam wiedzieć, że kryje on w sobie paskudne niespodzianki – sumienie, współczucie, wstyd itp.) osobnik staje się przystosowany, zrelaksowany i posłusznie szczęśliwy.
Pozostaje zagadką (pomóżcie mi ją rozwiązać!), kto i po jaką cholerę umieścił ten fragment kodu w oprogramowaniu hominidów.
Zważywszy na kwestie ewolucyjne, czyli odnoszące się do apdejtów rozłożonych w czasie, musiało się to wydarzyć dość niedawno w skali wszech czasów.
Nie wiem z jakimi motywacjami Główny Programista przystępował do nadpisywania tego kodu, ale wiem, że zostawił tę robotę niedokończoną.
Czy zwątpił w swoje dzieło?
Czy wydało mu się nadmiernie optymistyczne?
Pociesza mnie fakt, że zostawił backdoor i podobno ma wrócić, żeby ten update dokończyć ku swojej chwale.
Tymczasem znane są przypadki uaktywnienia (spontanicznego lub celowego) modułu człowieczeństwa.
Patrzymy wtedy na osobnika o wzbudzonym człowieczeństwie z mieszaniną zachwytu i lęku.
Patrzymy, patrzymy, a lęk narasta, zachwyt zaś maleje.
Zaczyna nas dręczyć obawa, że i w naszym kodzie coś się uruchomi, rozpieprzając starannie dopracowany autoportret.
I luzik szlag trafi, a my będziemy snuć się po świecie, szukając okazji do pełnienia dobra.
Wizja to straszna, piekielna niemal, dlatego osobnika z przebudzonym modułem człowieczeństwa należy szybko zneutralizować.
Nie żyjemy już w tych barbarzyńskich czasach, kiedy przebudzonego trzeba było fizycznie zniszczyć, na przykład przez ukrzyżowanie.
Bez trudu można wyekstrahować jednostkę ze społeczności bez rozlewu krwi.
Jak?
No już my dobrze wiemy, jak.
Najlepiej tak, żeby gawiedź oglądała i biła brawo.
Tego wątku dziś nie będę dalej rozwijać, bo niedziela za pasem i po co się katować.
Luzik, luzik, luzik.