Dlaczego ze sobą jesteście? Czy z miłości? Może z przyzwyczajenia? Dlatego, że macie dzieci? Wspólny majątek? Ponieważ lepiej być z kimkolwiek niż z nikim?
Jakikolwiek jest aktualny powód waszego bycia razem, możecie sami zdecydować o jakości waszego związku.
Czy następne kilkadziesiąt lat ma być okupionym wyrzeczeniami i poświęceniem (brrr) przymusem?
Tak chcecie?
Dobra, dalej nie czytajcie.
Czy chcecie czuć się ze sobą jak para przyjaciół i bezpiecznie, spokojnie starzeć się we dwoje?
Tak? To do dzieła, bo zbudowanie dobrego związku to inwestycja wymagająca pewnego wysiłku.
Ten rodzaj wysiłku, który wam proponuję ma być radosnym przedsięwzięciem, jak budowa wymarzonego domu.
Błagam, nie dajcie się zwieść stereotypowi „pracy nad sobą”. Pokutuje takie odstraszające przekonanie, że praca nad własnym związkiem to seria kompromisów i wyrzeczeń, tyleż bolesnych, co koniecznych. Że to się robi dla partnera (bo z nami, rzecz jasna, wszystko w porządku)
A jeśli tak właśnie myślicie, to tak będzie: trudno, żmudnie, nudno i źle.
Proponuję przyjąć inne założenie i uczciwie przyznać, że dobry, funkcjonalny związek jest potrzebny wam obojgu i korzyści są równe dla obu stron. A skoro tak, to wysiłek, odpowiedzialność i troskę o dobro związku dzielimy sprawiedliwie, na pół.
Każde z was coś wnosi i każde z was cos sprząta.
Czego nie ma w tym poradniku:
Jak manipulować partnerem.
Jak rozsądzić, kto winien, kto niewinny.
Jak sprawić, żeby on (ona) się zmienił.
Jeśli tego szukacie, to – wybaczcie – nie ten tekst.
Abecadło, które tu znajdziecie:
Czego potrzebujecie do zbudowania funkcjonalnego związku.
Skąd wziąć budulec i jak go użyć.
Jak na bieżąco rozwiązywać drobne konflikty w związku.
Na początek wystarczy…
Jedynym kryterium przystąpienia do pracy jest dobra wola obu stron. Nie ważne, ile lat jesteście razem. Nie ma znaczenia, czy razem macie lat czterdzieści, czy sto czterdzieści.
Etap pierwszy – sprzątanie/rozbrojenie
Aby rozpocząć budowę, należy posprzątać bałagan. Nie buduje się na ruinach, na śmietnisku, na zaminowanym polu.
To jest praca indywidualna. Każdy sprząta własne śmiecie i rozbraja własne narzędzia służące do prowadzenia wojen w małżeństwie:
Ostra amunicja,czyli zdania zaczynające się od „gdyby nie ty…”
Petardy, czyli twory powstałe z chęci udoskonalenia partnera: „powinnaś, powinieneś…’
Myśliwce i bombowce – kwantyfikatory ogólne (pamiętacie logikę?): „on zawsze…, ona nigdy…”
Armaty– prawdy objawione w rodzaju : „prawdziwi mężczyźni powinni…, wszystkie kobiety są…”
Niebezpieczne narzędzia:„to dla twojego dobra”, „lepiej wiem, co ci jest potrzebne”
Kajdany i sznury:„nigdy ci nie wybaczę…” „nie mogę zapomnieć…”
Sztylety do wbijania w serce:„spójrz jaka ta Ela szczupła (a ty…)”
„Jurek to świetny mąż (a ty…)” Kiedy wycofacie swoje wojska z terytorium związku, zabierzecie najgroźniejsze narzędzia do robienia krzywdy, manipulowania, szantażu i podobnych najazdów, możecie planować budowę (odbudowę, rozbudowę).
Etap drugi – projektowanie/konsultacje/przymiarki
Oto w waszym związku pojawiła się przestrzeń. Możecie zapełnić ją takimi treściami, jakie będą dla was dobre i bezpieczne.
Niech każde z was weźmie dwie kartki.
Na jednej napiszcie:
„Oczekuję od mojego partnera…”
Uwaga! Oczekiwania mają dotyczyć zachowań a nie abstrakcyjnych „właściwości”
Przykład: „Oczekuję ciepła i czułości”. Niedobrze!! Poprawka! Jak konkretnie ma on/ona to ciepło i czułość wyrażać?
Albo
„Oczekuję, że będziesz bardziej męski/kobieca”. A co to znowu? O ile bardziej i co oznacza użyty przymiotnik? Jakich konkretnie zachowań oczekujesz? Czy są one zgodne z osobowością wybranego przez ciebie partnera? Czy dla niego będzie jasne, o co ci chodzi? Nie? To zmień oczekiwania, jeśli nie chcesz zmieniać partnera!
Pamiętaj: źle sformułowane i nierealistyczne oczekiwania są źródłem bolesnych rozczarowań.
Na drugiej kartce stwórzcie drugą listę:
„Pragnę dać mojemu partnerowi…”
Podobnie jak w pierwszym przypadku, unikaj abstrakcji, komunałów, stereotypów i banałów.
Uświadom sobie, co rzeczywiście możesz i potrafisz dać partnerowi.
Chwilowo pracujecie oddzielnie, więc nie zaglądajcie sobie wzajemnie przez ramię. Spiszcie swoje oczekiwania i ofertę tak rzetelnie, jak to możliwe.
Po stworzeniu tych dwóch „dokumentów przetargowych” pora na wnioski i refleksje. Jeszcze raz przeczytajcie własne listy i sprawdźcie, czy są w zgodzie z waszą wewnętrzną prawdą. Jeśli tak, wymieńcie między sobą wasze prace.
Teraz już łatwo sprawdzić, czy to, co pragniesz dać partnerowi jest tym, czego on od ciebie pragnie dostać.
Jedynym warunkiem powodzenia tej pracy jest ciekawość i wzajemna życzliwość.
Zwróćcie uwagę na porażającą wręcz prostotę tego ćwiczenia: oto macie okazję dowiedzieć się, jakie konkretne działania przyniosą poprawę w waszym związku. Nie musicie się domyślać, wnioskować, stawiać hipotez. Ta druga osoba sama wam to powie (a nawet da na piśmie).
Ważne! Każdy z partnerów składa deklarację dobrej woli a ewentualne błędy, pomyłki, potknięcia nie mogą zostać użyte jako narzędzia kolejnej wojny małżeńskiej.
Wiecie już zatem, z czego budować związek. Z tego, co dajecie i z tego co bierzecie.
To proste i jakże dalekie od ekscytujących uniesień, budzących dreszcze namiętności i upajających emocji.
Gdzie więc miejsce na spontaniczność doznań? Tak wiele przychodzących do mojego gabinetu par narzeka, ze „gdzieś się podziały” te zapierające dech emocje z początków związku. On i ona stali się tacy szarzy, zwyczajni. Życie we dwoje straciło rozpęd, wypłowiało. Jak przywrócić stan namiętnej potrzeby bycia z nią, z nim?
Dajcie sobie z tym spokój, dobrzy ludzie.
Wasz związek z każdym miesiącem zmienia się. Wy sami się zmieniacie. Zmienia się świat dookoła, wasze uczucia nie są raz na zawsze danym prezentem. Niby jasne, a ze skutkami tak trudno się pogodzić!
Zmiana jest cechą całego wszechświata i nie zależy od waszego „chcenia”. Im mniej akceptujecie ten fakt, tym mniejszy wpływ macie na własne życie.
Dobra wiadomość jest taka: możecie mieć decydujący wpływ na treść i jakość dotyczących was przemian.
Co powstanie w miejscu ekscytacji: nuda czy radość bycia z kochaną osobą?
Co wyrośnie zamiast zachwytu i uniesienia? Pustka i obojętność czy życzliwość i przyjaźń?
Co zasiejecie, to wyrośnie.
Czy to wydaje się wam trudne? Mozolne? Nudne? Korci was, żeby przeżyć coś elektryzującego z nowym partnerem?
Zła wiadomość: to co napisałam dotyczy wszystkich związków. Przesiadka niczego nie zmienia, tylko odsuwa w czasie!
Ważne: Dobry związek, to nie łaska losu, ale wynik mądrego i radosnego zaangażowania dwojga ludzi. Każdy wysiłek mogę zmienić w przyjemność, jeśli to, co robię zaciekawia mnie i fascynuje.
Przypominam: piszę te słowa do tych par w kryzysie , w których jeszcze nadal dwoje chce, żeby związek trwał i rozwijał się dla wspólnej korzyści i dobrostanu. Jeśli jesteście na skraju rozstania, poranieni, zdradzeni, wstrząśnięci, to potrzebujecie innych narzędzi: terapii, porady, interwencji.
Bliscy nieznajomi – ćwiczenie dla par
Usiądźcie naprzeciw siebie, w ciszy.
Kobieto, zostaw na chwilę zajęcia domowe (obowiązki, powinności, przymusy).
Mężczyzno, oderwij nos od komputera (gazety, telewizora).
Siedzicie? Dobrze.
Teraz popatrzcie na swego partnera uważnie, jak na osobę dawno nie widzianą.
Kim jest ta kobieta?
Kim jest ten mężczyzna?
Co znaczy dla mnie człowiek, na którego teraz patrzę?
Jaka to osoba?
Na kogo patrzę?
Wystarczy pięć minut dziennie.
Czy to duża inwestycja – kilka minut ze sobą, bez gadania, bez jazgotu, bez zajmowania się czymkolwiek innym?
Róbcie to, ujrzycie siebie wzajemnie takimi, jakimi jesteście:
Bliscy nieznajomi, zagadkowi, niby znani, ale fascynująco nieodgadnieni.
Żyjecie z prawdziwą osobą, nie z wizerunkiem, który tworzycie. Wasz partner nie jest obrazkiem do oglądania. Czująca, żywa istota na którą codziennie patrzysz ma zmarszczki, czasem boli ją brzuch, miewa czkawkę, złości się, możliwe, że utyła. Przegra, jeśli porównujesz ją/jego z bohaterami filmowych romansów, z pięknem wykreowanym przez wirtualny świat reklam i gier, z nieprzemijającym zimnym pięknem fotografii młodych ciał. Ty przegrasz, bo szukając świecidełka zgubisz skarb.
Więc cieszcie się skarbem, który jest w zasięgu waszego wzroku, waszego dotyku.
Jeśli chcecie, oczywiście.
W końcu to wasze własne życie.
Na ringu, bo czasem się przecież kłócimy!
Nie popadajcie – proszę – w skrajność oczekując idylli.
Jeśli wszystko z wami w porządku i wiedziecie normalne życie emocjonalne, to zdarzy się nie raz i nie dwa, że zezłościcie się na partnera (wy się złościcie a nie partner was złości). Będą różnice zdań, a dlaczego ma nie być? Nawet w drobiazgach, nie wspominając o kluczowych problemach, różnicie się w opiniach, pomysłach i odczuciach. Nie oczekujcie w waszym związku jednomyślności.
Jednomyślność jest tam, gdzie jedno myśli!
Jest was dwoje i najczęściej będziecie współpracować. Kiedy jednak zdarzy się konflikt, oboje jesteście odpowiedzialni za jego rozwiązanie.
Proponuję znaleźć formułę, która pozwoli wam panować nad konfliktami nie pozwalając im przerodzić ich w trwające latami walki zbrojne. Dlatego rozwiązujcie problemy na bieżąco, informując partnera o waszych intencjach i pomysłach. ( Nie umiecie się komunikować? To się nauczcie; na kursie, z książki albo od tych , co umieją)
Nie bierzcie jeńców i nie prowadźcie zimnych wojen na milczenie. Chyba, że bardziej zależy wam na „posiadaniu racji” lub „znalezieniu winnych” niż rzeczywistym rozwiązaniu konfliktu.
Mam propozycję pewnych zabezpieczeń, bo rozsądek często przegrywa z emocjami.
Na trudne chwile przygotujcie się nieco wcześniej. Kupcie sobie (albo pożyczcie od dziecka) arkusze kolorowego papieru. Niech każde z was wytnie zapas żółtych i czerwonych kartek.
Kartki są zamiast gadania.
Kartka żółta to komunikat:
Uważaj, rani mnie to, co mówisz. Nie mów do mnie w taki sposób.
Reakcją na żółtą kartkę może być zwykłe „przepraszam” albo powiedzenie tego, co chcesz powiedzieć w języku JA.
Co to jest język JA?
proste.
Zamiast mówić: „denerwujesz mnie, bo…” powiedz „denerwuje się, gdy…”
Zamień: „obrażasz mnie…” na „czuje się urażony, kiedy…”
Zastąp wszystkie komunikaty TY komunikatem JA.
I oto mówicie w języku, który służy porozumieniu.
Prawda jakie to banalne?
A przy okazji każde z was bierze odpowiedzialność za własne odczucia, uczucia, stany i interpretacje.
Czerwonej kartki używajcie w sytuacjach, gdy zawodzi próba porozumienia. Ona służy do przerwania kontaktu, zanim powiecie i usłyszycie różne bzdury, dyktowane przez gniewne i urażone ego.
Ten, kto otrzymał czerwoną kartkę opuszcza terytorium, na którym toczy się konflikt. Wychodzi, najlepiej drzwiami. Obie strony mają czas ochłonąć i zadać sobie niebywale proste pytanie:
Co ja teraz robię?
O co mi teraz chodzi?
A kiedy już każde z was odpowie sobie (co często kończy się śmiechem serdecznym), możecie wrócić do rozwiązywania waszych problemów. Przerwa po otrzymaniu czerwonej kartki nie może być krótsza niż godzina i dłuższa niż jeden dzień.
Pamiętajcie: ten kto daje czerwoną kartkę, komunikuje tym samym: dłużej nie mogę, proszę o czas.
Uwaga: to nie jest dyskwalifikacja, nie gracie w piłkę, tylko w małżeństwo.
Zachęcam was do stworzenia własnych kodów i języków symbolicznych, które będą zastępować naszą niedoskonałą mowę. To mogą być kartki, kolory, wstążki, gesty – na ile starczy wyobraźni.
Za pomocą takich symbolicznych „języków” możecie wyrażać różne trudne treści:
„nie zbliżać się, jestem zła”
„kocham cię” (tak, powiedzenie tego też może być trudne),
„chcę, żebyś mnie pocieszył”
„teraz chcę być sam”
i co tylko sobie ustalicie.
Bawcie się przy tym dobrze, bo kto powiedział, że ma być smutno, poważnie, że macie być nadęci i wiecznie skrzywieni?
Poczytajcie sobie wspólnie o Marsjanach i Wenusjankach, zrozumcie, że różnice między wami są szansą wzbogacenia własnego wszechświata o to, co wnosi druga, niepowtarzalna osoba.
Na koniec odpowiedź dla tych, którzy wciąż mnie pytają, ile czasu trzeba się uczyć bycia „dobraną parą”:
Tyle, ile trzeba, żeby się nauczyć.
Powodzenia i dobrej zabawy.
pażdziernik 2003