Zołza za kółkiem

Budujemy kapliczki

Idziesz ulicą. Spokojnie, normalnym krokiem. Nagle wpada na ciebie z tyłu rozpędzony typ i głośnym wrzaskiem każe ci spieprzać z chodnika.

Idziesz dalej. Zza rogu wybiega osiłek z obłędem w oczach i wali prosto na ciebie. Klnie przy tym obrzydliwie i pokazuje ci wulgarne gesty.
Na wszelki wypadek schodzisz mu z drogi, ale już z tyłu ktoś daje ci kuksańca pod żebro i syczy "wynocha".
Co to za idiotyzmy, zapytacie?
Zgoda, trudno spotkać na jednej ulicy taką kolekcję chamów, kretynów i półgłówków. A jeśli już, to zapewne była masowa ucieczka z oddziału psychiatrycznego pobliskiego więzienia. A jeśli już, to pewnie poszukuje ich policja. Normalni ludzie na ulicy się tak nie zachowują, powiecie.
Jasne, nie zachowują, chyba że jadą samochodem.
Ta niezwykła przemiana normalnego osobnika w oszalałego idiotę dokonuje się gdzieś pomiędzy kliknięciem centralnego zamka a wrzuceniem biegu. W Polsce jest bardzo mało wypadków drogowych a śmiertelność za kółkiem jest niska.
To żart?
Nie!
W stosunku do tego, co dzieje się na polskich drogach wypadków jest niewiele, wierzcie mi.
Trup powinien słać się gęsto a pobocza dróg winny ozdabiać dziesiątki wraków. Ale widać przydrożne kapliczki chronią polskich kierowców, bo jak inaczej wytłumaczyć ten cud?
Ponieważ kapliczek jest coraz więcej, (nie licząc krzyży i krzyżyków) jeździć nam się będzie coraz bezpieczniej. Drogówka nie będzie się musiała wysilać i umieści na poboczach atrapy zamiast siebie samej. Śliczne, niebiesko-białe atrapy radiowozu. Och, i eleganckie tablice "kontrola radarowa".
Sama zaś drogówka będzie mogła zajmować pyszną zabawą.
Polecam zwłaszcza grę wymyśloną przez konińska policję: oto trawą porosłe tory (wąskotorowej kolejki, nieczynnej od 40 lat). W miejscu przecięcia jezdni stoi nowiutki znak STOP. Dwieście metrów dalej policjant przez lornetkę sprawdza, czy kierowcy stosują się do znaku.
W grze biorą udział także mieszkańcy wsi: już to baba z krową kręci palcem kółeczko i pokazuje, że "niebiescy" schowali się za kępą krzaków. Wyborne, prawda?
Jeszcze lepsza zabawa: umieścić gdzieś (tak jak w Warszawie przy Rondzie de Gaulla) znak ruchu okrężnego a pod nim zakaz skrętu w lewo. I oddział policji udając (dla niepoznaki) zagon kukurydzy, będzie śledził głupków, którzy uwierzą, że są na rondzie.
Budujmy zatem przydrożne kapliczki, już wkrótce do jazdy nie będzie potrzebna głowa, wystarczy noga, ta od pedału gazu. Pewna znana aktorka zwierzała się kiedyś jakiemuś piśmidłu, że najbardziej lubi wyprzedzać pod górę. Że niby taka odważna i taka intrygująca, aj, aj!
Czy babus nie nosi ze sobą mózgu, czy też go tylko nie używa, nie wiem. Wiem natomiast, że za tą górką, pod którą ona wyprzedza mogę być właśnie ja albo ty. Moje dziecko na rowerze albo twoje na hulajnodze.
Stało się modne u różnych pozerów podkręcać image za pomocą ostrej jazdy. W wielu wywiadach można znaleźć wizerunek polskiego maczo. Nie wiem, jaka jest żeńska forma tego zjawiska. Maczeta?
Polski maczo publicznie wyznaje, że olewa przepisy, ma gdzieś innych użytkowników dróg ale oczywiście jest tak świetny, że jeśli jakaś niedorajda nie wjedzie mu pod koła, to krzywdy nie zrobi.
Rozumiem, że ktoś może nie wiedzieć, co mówi. Zdarza się.
Jednak dziennikarz powinien wiedzieć, co publikuje. Jeśli później jakiś miejscowy głupek spod Grójca za punkt honoru stawia sobie ostrą jazdę maluchem, to on się właśnie wzoruje na was, panowie i panie, na tym co gaworzycie wdzięcząc się do ćwierćinteligentów.
Czego ja tak zrzędzę? Bo przejeżdżam ponad 40 tysięcy kilometrów rocznie i zbyt często ktoś usiłuje zrobić mi krzywdę. Zabić albo okaleczyć.
Nie wiem, jak długo kapliczki będą mnie chronić.

cdn… niestety